Twórczość Pani Iwony Banach, znam i doceniam już od wielu lat. Dlatego, kiedy widzę zapowiedź kolejnego tytułu, wyczekuje z zaciekawieniem, czym tym razem, uraczy mnie pisarka. Bo Pani Banach, ma bardzo ciekawy styl, potrafi wydobyć niemalże każde przywary człowieka i ukazać w swojej fabule w taki sposób, że nie można się nie roześmiać w głos. Taki czarny, czasem uszczypliwy humor. Czyli wszystko to, co bardzo lubię. Nie trzeba się więc dziwić, że Niedaleko pada trup od denata, musiałam przeczytać. Co też uczyniłam. I pozostaje postawić pytanie, czy i tym razem autorka trafiła w mój czytelniczy gust?
W pewnym dosyć małym miasteczku, mieszkańcy, a dokładniej mieszkanki ze zniecierpliwieniem oczekują przyjazdu znanego pisarza. Dla miejscowej biblioteki jest to wydarzenie na miarę złotych globów, chociaż nie jeden autor zaszczycił swoją obecnością, jednak akurat Ten, wzbudza ogromne emocje i zachwyty wśród fanów.
Tym większe zaskoczenie, gdy wśród publiczności zasiada jeden, jedyny przedstawiciel płci męskiej. Widać, że zachowuje się dosyć osobliwe, ale nie ważne, o to, wchodzi mężczyzna, który podbił serca czytelniczek w całym kraju. I teraz, one, mogą go zobaczyć, podziwiać i zapytać, o co będą chciały. Emocje sięgają zenitu, jest niemalże idealnie, gdy nagle, dochodzi do katastrofy. Otóż nie każdy darzy pisarza miłością.
Pan, który zasiadł w gronie czytelników, nie przybył z zamiarem otrzymania autografu. Jego planem było, ukarać nikczemnika, przez którego rozpadło się małżeństwo. Jak chciał, tak uczynił. Rzucił się na Bogu ducha winnego autora w celu pozbawienia życia. Na szczęście, zajście zostało spacyfikowane przez obecne kobiety. Ofiara w eskorcie wiernych czytelników, przewieziona do szpitala, sprawca ujęty i tylko panie bibliotekarki nie mogły uwierzyć w całe zajście.
I jeśli ktoś uważał, że w sennym miasteczku nic więcej wydarzyć się nie może, był w błędzie. Emilia, znana i powszechnie wyśmiewana ekscentryczka, okopująca siebie i swój dom na potencjalny koniec świata, odnajduje zwłoki. Co dziwne, nie bardzo rozumie, dlaczego w akurat jej kuchni, ktoś postanowił zabić i pozostawić trupa. Do akcji wkracza policja. Rozpoczyna się śledztwo i dochodzenie. Kto, kiedy i dlaczego mógł mieć motyw.
Wraz z Emilią zamieszkała jej siostrzenica, która postanowiła odpocząć od męczącej matki oraz natrętnego byłego chłopaka. Ciotkę lubiła, chociaż jej dziwactwa były czasem niepokojące, jednak nie doprowadzały do szału, jak zachowanie apodyktycznej matki, ślepo zapatrzonej w niedoszłego zięcia. A skoro o nim mowa, ten nie zamierzał tak szybko odpuścić, do miana byłego, również nie planował się przywiązywać, a dzięki zbrodni w domu ciotki ukochanej, mógł wiele zyskać…
Udaremnione morderstwo, trup w domu znanej dziwaczki. I w końcu wielkie poszukiwanie przestępny, potem kolejny nieboszczyk. Co się dzieje w miejscowości, która wcześniej żyła swoim sennym, wręcz nudnym życiem? Kto morduje, co ukrywa w piwnicy Emilia? W jaki sposób Paweł postanowi odzyskać byłą partnerkę i z jakim skutkiem i wreszcie, komu jeszcze grozi niebezpieczeństwo?
Dzieje się, ale to naprawdę mnóstwo wydarzeń zastajemy już na samym początku. Akcja rozpoczyna się szybko, z impetem. I jak to w tego typu książkach bywa, jest prześmiewczo i karykaturalnie. Większość z postaci ma przerysowany charakter, który albo będzie bawił do łez, albo irytował. Mnie już na samym wstępie drażnił Paweł – były chłopak, siostrzenicy Emilii. Taki typek, któremu się wydaje, że jest ponad innych, najmądrzejszy i najprzystojniejszy, tych naj.. było o wiele więcej rzecz jasna. Tylko wszystkie, w mniemaniu Pawełka, bo inni mieli o nim nieco odmienne zdanie. No, poza matką Magdy, która była równie nierozgarnięta, co jej były zięciu.
Kolejne postaci, Emilia i Magda, aż trudno było uwierzyć, że ta druga, nie jest córką pierwszej, ponieważ o wiele lepiej się dogadywały, co najciekawsze, miały podobne zdanie o Pawełku. Mocne charaktery i chęci robienia wszystkiego na własną rękę. Dlatego, nie można było się zdziwić, kiedy Magda, po wszystkich zdarzeniach w miasteczku zamieszkania ciotki, a wreszcie w jej własnym domu, postanowiła zrobić swoje własne śledztwo, które doprowadzi ją do zaskakujących odkryć.
Ja muszę przyznać, że mam niesamowicie mieszane uczucia. I po raz pierwszy, nie wiem, czy ta książka przypadła mi do gustu, czy też nie. Ogólnie, znam i wiem, jakie poczucie humoru serwuje w swoich książkach autorka. Żarty sytuacyjne, te przerysowania pewnych scen i zachowań. Mimo to nie umiałam się jakoś wczuć, denerwowało mnie wiele wątków. Miałam wrażenie, że czegoś jest za dużo, zbyt wiele się dzieje, co zamiast być w końcu śmieszne, odbierałam za wymuszone i sztuczne.
Książkę przeczytałam, ale nie będę ukrywała, że robiłam wiele przerw, ponieważ miałam poczucie znużenia i zmęczenia tymi wszystkim absurdalnymi zdarzeniami, które miały doprowadzić, nakierować nas i bohaterów do finału. Szczerze mówiąc, ja po pewnym czasie, miałam w nosie, kto zabił, bo tyle się po drodze wydarzyło, że zapomniałam o głównym wątku.
Nie chcę krytykować książki, tylko tym razem, muszę szczerze napisać, że nie zaskoczyłam z fabułą i z tym wszystkim, co postanowiła ukazać Pani Iwona Banach, myślę jednak, że fani powinni sięgnąć po ten tytuł, bardzo możliwe, że to ja, miałam problem z odbiorem, a moje poczucie humoru zawiodło.
Agnieszka Bruchal