Bardzo lubię książki, które sugerują jedno, a dają więcej niż się czytelnik spodziewa.
Sięgając po powieść autorstwa Kelly Rimmer spodziewałam się kolejnej historii spod znaku wojny i okupacji, a tymczasem otrzymałam wspaniałą historię rodzinną obejmującą 4 pokolenia.
Zaczyna się dość zagadkowo. Krótki wstęp zabiera nas do do Związku Radzieckiego roku 1942. W obozie przejściowym dla uchodźców dwójka młodych ludzi bierze ślub. W brzydocie koszmaru wojny to wydarzenie jest jak promyk słońca i mimo koszmarnych warunków tu panujących, wiele osób bardzo się z tego cieszy. Sama panna młoda ma dość mieszane uczucia. Wychodzi za mężczyznę swojego życia, ale ma świadomość, że kłamie. Dlaczego? Tego dowiemy się wiele lat później.
Kolejny rozdział przenosi nas do współczesności, gdzie Alice, młoda matka musi się zmierzyć z gniewem swojego autystycznego syna. Incydent ma miejsce w markecie, a jedyny sposób, by Eddie, bo tak ma na imię chłopiec, przestał, to zmęczenie 7-latka. Przysłowiowym gwoździem do trumny okazuje się fakt, że wiekowa babcia Alice, Hanna, doznała udaru i prawdopodobnie już nie wróci do zdrowia. Hanna jest dla Alice bardzo ważna i gdy babcia prosi ją, by pojechała do Polski i odnalazła ślady jej dawnego życia, kobieta decyduje, że spełni jej prośbę.
Tak zaczyna się ta historia. Inspiracją do jej napisania były prywatne doświadczenia autorki powieści, której to dziadkowie byli Polakami. Ponieważ zmarli oni w latach 80, Kelly Rimmer niewiele wiedziała o ich przeszłości. Zdecydowała się więc na podróż do Polski, gdzie odkryła rodzinną opowieść. Tę opowieść nieco zmodyfikowała i tak powstała książka, której oryginalny tytuł mógłby brzmieć: rzeczy, o których nie mogę mówić. Dlaczego? Bo były zbyt trudne, by je wypowiedzieć słowami, by wracać do nich choćby jedną myślą. Bo ten, kto nie widział i nie doświadczył, nie zrozumie w pełni koszmaru jakim jest wojna, wysiedlanie ludności, prześladowanie Żydów, świadomość, że jest się intruzem we własnym kraju.
Oczami dorastającej Aliny Diakow śledzimy pogarszającą się sytuację w jej rodzinnej Trzebini, która jest taką Polską w miniaturze. Alina, początkowo nieco trzpiotowata i lekkomyślna nastolatka, przekona się na własnej skórze, jak wiele różnych postaw ludzkich generuje sytuacja okupacji. Ludzie, którzy są sąsiadami i których na co dzień dobrze znamy, mogą się nagle znaleźć po drugiej stronie z racji przekonań czy chęci zysku. Jak wiele jest w stanie znieść człowiek, aby zapewnić ukochanej osobie schronienie, jedzenie i bezpieczeństwo. Czytelnik dojrzewa wspólnie z Aliną i takie prezentowanie historii bardzo mi się podobało.
Równie wartościowy jest współczesny wątek Alice i jej rodziny, w której jedno dziecko jest mega genialne, a drugie tak inne, że trudno to sobie wyobrazić. Autorka nie skupiła się na samym autyzmie; pokazała dwie bardzo ciekawe postawy rodziców, którzy zupełnie odmiennie tłumaczą sobie zachowania syna. Oddana, opiekuńcza matka oraz nieco chłodny i sceptyczny ojciec, naukowiec. Wyjazd Alice do Polski i konieczność rozstania uświadomi obojgu, że każde z nich miało trochę racji i każde się trochę myliło. Wątek Eddiego był momentami komiczny, ale także bardzo mi się podobał.
Co tu dużo mówić; powieść Kelly Rimmer jest wspaniała. Zaciekawia od samego początku, nie nuży, a na koniec wzrusza. I to bardzo. Spotkanie dwóch wiekowych bohaterek wycisnęło mi łzy z oczu.
Takich książek nie trzeba zbytnio polecać, bo świetnie obronią się same. Niemniej jednak naprawdę warto po nią sięgnąć i przeczytać. Spodoba się ona nie tylko tym, którzy lubią powieści z czasów II wojny światowej. Miłośnicy sag rodzinnych i dobrych powieści obyczajowych także powinni być usatysfakcjonowani. Dla mnie książka ta jest świetnym powodem, by sięgnąć po inne tytuły tej autorki, co też niebawem uczynię.
Polecam bardzo, bardzo. Naprawdę warto.
Edyta Gełdon