Oświęcim żyje w cieniu obozu Auschwitz, tak jak Brzezinka nie może uciec przed Birkenau. Marcin Kącki stworzył reportaż o mieście, nad którym wisi klątwa, w którym antysemityzm kotłuje pod powierzchnią, a cień obozu tylko czasem znika.
Marcin Kącki zadaje mieszkańcom proste pytanie: \”Jak się tu żyje?\” To stanowi początek opowieści różnych ludzi i początkowo ciężko się czyta, nie mogłam wejść w rytm, za dużo ludzi na zbyt małej liczbie stron, za dużo historii związanych tylko wyjściowym pytaniem, a do tego powtórzony tekst. Z czasem jednak wszystko zaczyna się układać, przestaje być chaotyczne, a tworzy całość. Całość opowieści o mieście, które ma za sobą kawał historii i to nie tej strasznej, obozowej. Z reportażu możemy się dowiedzieć o wcześniejszych losach miasta, o jego mieszkańcach, z których przed wojną większość stanowili Żydzi, dziś wypędzeni, o Romach, też już będących historią po pogromie z 81 roku, któremu autor też poświęcił rozdział. Nie da się bowiem opowiedzieć historii miasta, zrozumieć nastrojów mieszkańców, nie sięgając w przeszłość. A autor sięga w nią z różnych punktów widzenia, zderza ze sobą relacje, wrażenia i pamięć świadków tworząc taką mozaikę, która jedynie tworzy kolejne pytania. Pisze o czasach sprzed wojny, ale i o wojnie oczami ludzi wysiedlonych, wracających, mieszkających blisko lub daleko obozu, a nawet na jego terenie. Pisze o ciągłej walce oddzielenia miasta od obozu, próbie zmiany nazwy, która jednak niczego miastu nie przyniosła.
Nie umiem powiedzieć, co najbardziej w tej książce mną wstrząsnęło. Fascynujące są losy każdego zbieracza, który chodzi po ludziach i zbiera pamiątki po obozie, ocalając je od zapomnienia i zniszczenia. To jest jednak też gorzki przekaz, bo każdy z tych ludzi mówi o niechęci Muzeum. To tu widać szczególny antagonizm między przeszłością i próbą zachowania pamięci o czasach, kiedy ginęli tam ludzie, a teraźniejszością. Widać go też w bardziej codziennych rzeczach, w próbie rozwoju miasta, które ma piękną historię, ogromny potencjał, a co ważniejsze, ludzi, którzy chcą coś zrobić, ocalić od zapomnienia, ale iść z tym do przodu, nie pogrążać się w rozpaczy i śmierci i w stopowaniu inwestycji, bo przecież to TAKIE miejsce. Przerażające są też losy Żydów i rosnąca nienawiść, ale nie można przejść też obojętnie wobec współczesnych problemów miasta, w którym co prawda inny, ale powraca czarny śnieg i smród.
Oświęcim. Czarna zima to reportaż o ludziach władzy, zwykłych obywatelach, Żydach, Romach, Polakach. O społecznościach i pojedynczych ludziach walczących o normalne życie w cieniu obozu. To historia dobrych ludzi, skurwysynów, hien cmentarnych, szubrawców, zwykłych, niczym się nie wyróżniających obywateli. Dzięki temu możemy zobaczyć miasto, jakich wiele w kraju, a jednak wyjątkowe. Nie wiem, czy ta książka odczaruje ludzi tam mieszkających, pracujących, robiących interesy. Może odczaruje innych, może zobaczą, że oprócz obozu można w Oświęcimiu zobaczyć o wiele więcej, może coś pomoże zmienić w mentalności obcych. Bo mam wrażenie, że miejscowi tak rozpaczliwie chcą się odciąć od kawałka historii, że zapominają o tym, co było wcześniej i nie próbują nawet wykorzystać potencjału naukowego, turystycznego i całościowego miasta, przynajmniej niektórzy, a tych, co próbują, niszczą.
Tej książki nie czyta się łatwo. Serce staje, łzy dławią, a złość nie pozwala pogodzić się z pewnymi cechami ludzkimi. Marcin Kącki prostym pytaniem obnaża podłą naturę ludzką, zawiść, złośliwość, pokazuje ofiary, katów, obserwatorów. Może dzięki temu w ludzkiej świadomości powstanie Oświęcim – Brzezinka, jako odrębny byt, który mimo obecności Auschwitz – Birkenau potrafi zaoferować wiele możliwości. Jednak pewne rzeczy, choć bolą, a może właśnie przez to, należy przeczytać. Zawsze lepiej uczyć się na cudzych błędach. Oświęcim. Czarna zima uczy, wielu o wielu rzeczach, bo jako opowieść o mieście, jest możliwy do przeniesienia na każde miejskie podwórko, z takimi samymi problemami, obawami, marzeniami.
Katarzyna Boroń