Remigiusz Mróz oddał w ręce czytelników kolejną powieść, która nie tylko w pełni zachwyci fanów autora, ale też ma szansę zadowolić niedawnych przeciwników. \”Lot 2020\” to historia na miarę naszych czasów: fikcyjna, ale niebezpiecznie ocierająca się o prawdę. Przerysowana, choć jednocześnie niepokojąco realna. Natomiast jej zakończenie pozostawia czytelnika w stanie permanentnej rozsypki! Po lekturze kilku pierwszych rozdziałów można domyślać się, że finał będzie mocny, mimo to rozwiązania fabularne okazują się tak zaskakujące jak mróz w lipcu.
Katastrofa samolotu z politycznym tłem
Rozpoczynając lekturę i zapoznając się z zarysem fabuły można odnieść wrażenie, że autor stąpa po cienkim lodzie. Prowadzi akcję dwutorowo, opisując tajemnicze morderstwo, a jednocześnie zabiera czytelników w przestworza, gdzie rozgrywają się sceny niebezpiecznie kojarzące się z najgłośniejszą katastrofą lotniczą ostatnich lat. Remigiusz Mróz, jak na mistrza suspensu przystało, wspina się na wyżyny twórczej kreatywności i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. W perfekcyjnie skonstruowanej powieści dopatrzyłam się powiązań z realną sytuacją społeczno-polityczną, natomiast mimo pewnych przerysowań, nie dostrzegłam nieścisłości i dziur fabularnych. Historię przedstawiono na tyle wciągająco, że nie odczuwałam potrzeby weryfikowania merytorycznych faktów. I czyż nie o to chodzi w najlepszej, sensacyjnej powieści? Autor zadbał o stałe, równe, ale nie mordercze tempo, mocno dał popalić swoim bohaterom, a także wprowadził mnóstwo dramatycznych, brutalnych elementów. Te ostatnie mogą przeszkadzać co wrażliwszym czytelnikom i nie ukrywam, że dla mnie niejednokrotnie były zbyt intensywne. Nie da się jednak ukryć, że krwawe i brutalne elementy podkręciły siłę rażenia powieści i wpłynęły na jej zapamiętywalność.
Siła kruchej jednostki
W powieści \”Lot 202\” na arenę wkraczają całkiem nowe postaci, ale spotkać można też znane już nazwiska, jak choćby premiera Hauera (znanego z cyklu \”W kręgach władzy\”). Wszyscy bez wyjątku zasłużyli na swoje pięć minut, byli charakterystyczni, całkowicie dookreśleni i potrzebni, by całość satysfakcjonowała w stu procentach. Autor nie tylko zbudował angażującą fabułę, ale też sprawił, że łatwo przywiązać się do postaci. Tym samym sprawił, że historia zawarta w powieści może mieć dalszy ciąg i setki czytelników będą oczekiwać go z niecierpliwością.
Co ciekawe, w przeciwieństwie do schematów zawartych w innych powieściach autora, tu postaci nie są superbohaterami. To jednostki z krwi i kości, kruche i śmiertelne, pełne zalet i ciekawie dobranych wad. Budzą ambiwalentne uczucia, drażnią, irytują i wywołują litość, ale na pewno nie pozostawiają czytelnika obojętnym.
Łyżka dziegciu
Czytelnicy zaprzyjaźnieni z piórem Remigiusza Mroza odbiorą \”Lot 202\” jako fascynująca odskocznię od Chyłki i Zordona i z pewnością dostrzegą charakterystyczne cechy stylu opolskiego pisarza. Szybkie tempo, zaskakujące zwroty akcji, zabawa z emocjami czytelnika i bohaterowie, których decyzje wywołują ciarki oraz miks gatunkowy (od kryminału, przez thriller, aż po political fiction), to wszystkie elementy, jakich można oczekiwać sięgając po lekturę. Znajdą się tutaj jednak także zbyt przerysowane elementy, jak choćby niepełnosprawny premier na pokładzie komercyjnego lotu, czy też postępowanie wbrew wszelkim regułom, ale nie należy zapominać, że to literacka fikcja. Wszelkie wydarzenia, choć wywołujące oczywiste skojarzenia, są tylko rozbudowaną, błyskotliwą wizją autora, który doskonale wie jak zainteresować czytelnika i nie należy spodziewać się, że po lekturze ktokolwiek nauczy się jak postawić samolot na płycie lotniska, czy organizować brawurowe akcje policyjne. \”Lot 202\” to rozrywka w czystej postaci i jako taka, sprawdza się idealnie.
Podsumowując: powieść Remigiusza Mroza przeleżała w szufladzie kilka lat, ale dla naszego wspólnego dobra nareszcie z niej wyszła. To historia, która zasysa już na początku i wywołuje głód czytania do ostatniej kropki. Wsysa, angażuje i wyprowadza z równowagi, ale skupia uwagę równie skutecznie jak hollywoodzkie superprodukcje. A czytając finałowe sceny trzeba mocno się kontrolować, by nie przebić paznokciami skóry dłoni lub nie rzucić książką o ścianę, gdyż poziom emocji przekracza granicę bezpieczeństwa co najmniej kilkukrotnie. Dla takich powieści warto zarwać noc.
Angelika Zdunkiewicz