Wśród weekendowych kibiców polskiego sportu pokutuje przekonanie, że porządne polskie narciarstwo zaczęło się jeśli nie od Justyny Kowalczyk i Adama Małysza, to co najwyżej od Wojciecha Fortuny. A nawet ci, którzy historią sportów zimowych żywo się interesują, wcale nie muszą wiedzieć wszystkiego o losach Bronisława Czecha, Stanisława Marusarza i Heleny Marusarzówny, trojga wybitnych polskich narciarzy okresu międzywojnia. Stąd też pozycja \”Skoczkowie. Przerwany lot\” autorstwa Dariusza Jaronia wydaje się reportażem i dla tych mniej obeznanych w historii narciarstwa, i dla tych, którzy chcą uzupełnić wiedzę.
Autor, czerpiąc obszernie ze źródeł uzupełnianych własną, dość szczególną narracją, rozpoczyna opowieść od dzieciństwa najstarszego z tej trójki, Czecha, by potem płynnie przejść do rodzeństwa Marusarzów. Opowieść ma charakter gawędziarski, jednak Jaroń wyraźnie chowa się za bohaterami i nie czyni z nich przedmiotu, lecz podmiot swojej narracji, słowami przy tym starając się oddać klimat dwudziestolecia międzywojennego. To kwestia bardzo ważna i godna pochwały, ponieważ przybliża czytelnika do odległych w czasie wydarzeń. W przypominającej doskonale wyważoną powieść biografii trojga polskich narciarzy jest miejsce na pewne spekulacje, ale historia trzyma się na faktach: wynikach, notatkach prasowych, wspomnieniach, lecz także materiałach przybliżających epokę i ukazujących kontekst życia Czecha oraz rodzeństwa Marusarzy.
\”Skoczkowie. Przerwany lot\” to nie jest opowieść łatwa. Zaczyna się niemal bajkowo: ot, historie trojga zdolnych ludzi, którzy w powracającej na mapy Polsce stali się bohaterami masowej wyobraźni, od zera doszli do bohaterstwa, bili rekordy, zmagali się z rywalami i z własną słabością, przekraczali granice możliwości ludzkiego ciała (jak trenujący ze złamaną ręką Marusarz)… A potem, zapowiadany przez zawody w hitlerowskich Niemczech i Austrii w przededniu Anszlusu, następuje etap wojenny. Marusarzowie i Czech znów są bohaterami, ale teraz już nie na skoczniach i trasach, tylko w życiu codziennym, gdy pełniąc niebezpieczne obowiązki kurierów, realizują patriotyczny obowiązek. Jaroń opowiada o tym bez zadęcia i pompatyczności, koncentrując się na ukazaniu prostych, ludzkich emocji: mieszanki dumy i strachu, ekscytacji i przerażenia, bezsilności i odwagi. Nie kreuje bohaterów ze spiżu, tylko ludzi wplątanych w tryby historii – i właśnie to sprawia, że jego książka tak bardzo uderza. Do bombardowanego pop-patriotyzmem czytelnika nie przemawia już pomnik bez skazy, ale właśnie prawdziwy człowiek, nieidealny, a przez to bliski, o dobrym sercu, ale popełniający błędy. Również takie, za które przychodzi zapłacić najwyższą cenę.
I chociaż ja wiedziałam, jak ta historia się skończy, tak bardzo dałam się uwieść narracji Jaronia, że przez jedną absurdalną chwilę uwierzyłam: na końcu czeka happy end. Czyż to nie świadczy o wielkiej sile pióra autora?
Oczywiście, warto wspomnieć o stronie faktograficznej, choć tutaj właściwie mogę się ograniczyć do trzech słów: nie mam zastrzeżeń. Żadnych. Jaroń skorzystał z wszystkich dostępnych polskojęzycznych źródeł, wykonał tytaniczną pracę i po mistrzowsku wplótł fakty oraz cytaty w tkankę snutej historii. Czy mogłoby być lepiej? Mnie brakło nieco zagranicznego spojrzenia, a przecież takie było na pewno – ale to mniej zastrzeżenie, a więcej osobista fanaberia.
\”Skoczkowie\” to pozycja nie tylko dla fanów narciarstwa i nie tylko dla miłośników historii dwudziestolecia międzywojennego. Czasy się zmieniają, a bohaterstwo: czy to w czasach pokoju, czy w wojennych okolicznościach – wciąż ma tę samą definicję. A najlepiej, kiedy bohaterów ukazuje się jako ludzi, z którymi my, czytelnicy, możemy się utożsamiać.
Joanna Krystyna Radosz