Głuchołazy, lipiec 1997 roku. Kacper, Józek, Darek i Grzesiek właśnie zaczynają wakacje, a ich radości nie psuje nawet nieustannie padający ulewny deszcz. Trzy dni później w miasto uderza fala powodziowa, a chłopcy dokonują odkrycia, które zmieni całe ich przyszłe życie. Wkrótce potem jeden z nich znika w tajemniczych okolicznościach. Pod koniec lipca jego zwłoki znajdują przybyli na pomoc powodzianom ukraińscy żołnierze.
Nastawiłam się na kryminał, dostałam coś zupełnie innego, i jestem z tej zmiany bardzo zadowolona. Więcej nawet: jestem tą zmianą zachwycona, Topiel to bowiem jedna z lepszych rzeczy, jakie w tym roku przeczytałam, a mimo koronawirusowych problemów z koncentracją przeczytałam ich całkiem sporo. Czym jednak jest Topiel, jeśli nie kryminałem? Miksem powieści młodzieżowej i przygodowej, z dużą domieszką thrillera obyczajowego – miksem, w którym poszczególne gatunki zostały sprawnie połączone oraz skrupulatnie ułożone niczym warstwy w torcie. Początek to zdecydowana dominacja młodzieżówki, wbrew zapowiedziom wydawcy mającej jednak tyle wspólnego z serialem Stranger Things co świnka morska ze świnią – i nie jest to bynajmniej zarzut. Jakub Ćwiek fantastycznie oddaje atmosferę \”chłopackich\” wakacji, a więc czasu, gdy liczy się przede wszystkim przygoda – pobrzmiewają w tym wątku echa twórczości Twaina, Nienackiego i Bahdaja, tyle że dostosowane do bardziej współczesnych czytelnikowi realiów. Czwórka bohaterów znajduje się w tym przedziwnym okresie życia, w którym komiksy z Batmanem są wciąż równie atrakcyjne jak gazetki z biuściastą Samanthą Fox na okładce, dziecięce zabawy coraz częściej ustępują jednak pierwszym, wypalanym w ukryciu papierosom, a nastoletnia beztroska przeplata się z rosnącym poczuciem odpowiedzialności – jest w stworzonym przez autora obrazie sporo z mityzacji okresu nastoletniego jako czasu poznawania samego siebie i odkrywania tajemnic rządzących światem, co nadaje powieści nostalgiczne zabarwienie. Tym bardziej dojmujące, że gdzieś z tyłu tej niemal sielankowej opowieści czai się wielkie zło – jeszcze ukryte i trudne do nazwania, niemniej z każdą kolejną stroną powieści coraz bardziej namacalne.
Narracyjny talent autora sprawia, że czyta się to fantastycznie i niemal automatycznie wraca myślami do własnych lat szczenięcych, nie mam jednak wątpliwości, że dla wielu czytelników przejście od powieści młodzieżowej do thrillera okaże się zbyt długie, przepełnione przesadnie drobiazgowymi opisami i zbędnymi wątkami. Pierwszej połowy Topieli nie powinno się jednak traktować jako wstępu do właściwej opowieści – to nie wprowadzenie, lecz pełnoprawna historia, której warto poświęcić maksimum uwagi i czytelniczych emocji. Faktycznie jednak, mniej więcej w połowie, Topiel wyraźnie zmienia charakter, przyjmując stylistykę thrillera obyczajowego i powieści inicjacyjnej. Wydarzenia, które rozegrają się na oczach czwórki bohaterów staną się bowiem punktem zwrotnym w ich życiu i lekcją mocno przyspieszonego dojrzewania. W tej części akcja wyraźnie przyspiesza, pojawia się napięcie i niemal kryminalna intryga, sielanka ustępuje natomiast na rzecz stale gęstniejącej atmosferze mroku.
Topiel szczególnie osobiście odbiorą czytelnicy w okolicach czterdziestki, którzy wiek nastoletni przeżywali właśnie w latach 90. Jakub Ćwiek doskonale odmalował klimat ostatnich lat XX wieku – czasu wielkich zmian i równie wielkich nadziei, gdy postkomunistyczna siermiężność rywalizowała z wciąż raczkującym kapitalizmem, a wyjazd na saksy do Niemiec lub Anglii mógł ustawić rodzinę na wiele kolejnych lat. Autor kreśli przekonujący obraz ówczesnego polskiego społeczeństwa, robi to jednak niejako ukradkiem, problemy lat 90. pokazując z perspektywy nastoletnich bohaterów. Sporo więc tu niedopowiedzeń oraz ledwo naszkicowanych sytuacji, tak, jak widzieć mogły je dzieciaki dopiero wkraczające w dorosłość i wciąż chronione przez rodziców.
Perspektywa ta dotyczy także opisu powodzi tysiąclecia, która w lipcu 1997 roku nawiedziła południową i zachodnią Polskę, przyczyniając się do śmierci ponad stu osób i powodując wielomilionowe straty finansowe. To, co do historii Polski przeszło jako tragedia, która blisko 7 tys. osób pozbawiła dachu nad głową, w powieści Jakuba Ćwieka jawi się przede wszystkim jako niecodzienna, wakacyjna przygoda – nastoletnia fantazja i potrzeba coraz to nowych doznań, nawet ewakuację, utratę mieszkania, i roznoszenie paczek powodzianom potrafi bowiem zmienić w ekscytujące wydarzenie. Warto przy tym pamiętać, że akcja Topieli umiejscowiona jest w rodzinnych Głuchałazach Jakuba Ćwieka, sam autor zaś pracował jako wolontariusz pomagający powodzianom, nie potrzebował więc dogłębnego researchu, by oddać szczególną atmosferę tamtych dni.
Topiel to powieść wielowątkowa, rozpisana na pięć głosów, stale myląca tropy i wyprowadzająca czytelnika na manowce, z finałową konkluzją, która może przyprawić o ciarki na skórze. Wciągająca, mimo niespiesznie prowadzonej narracji, bardzo osobista, sprawiająca wrażenie nowego otwarcia w twórczości autora. Chciałabym, by Jakub Ćwiek pisał już wyłącznie takie książki zamiast wracać do fantastyki, mimo całej mojej sympatii do tego gatunku.
Blanka Katarzyna Dżugaj