Jeszcze nie słyszeliście o książce Casey McQuiston? Niebywałe! Musicie to szybko nadrobić. No już, już, wpisujcie w Google: \”Red, White & Royal Blue\”. A póki ustalacie, który z wyników wyszukiwania kliknąć jako pierwszy, przeczytajcie tę recenzję: wyjaśnię wam, dlaczego to jest książka wyjątkowa, czy jest tak zachwycająca, jak się mówi, i dlaczego warto ją przeczytać \”mimo wszystko\”.
Fabułę debiutanckiej powieści pani McQuiston można streścić w jednym zdaniu: Syn prezydentki USA z wzajemnością zakochuje się w brytyjskim księciu… i co teraz? Dzięki takiemu streszczeniu wiecie, o co chodzi, ale uwierzcie mi, \”Red, White & Royal Blue\” to znacznie więcej. Bohaterem, za którym podąża literacka kamera, jest Alex Claremont-Diaz: syn historycznej pierwszej prezydentki Stanów Zjednoczonych, młody dorosły i aspirujący polityk. Alex to idealista, marzy o tym, żeby państwo opiekowało się obywatelami, nie cierpi trwonienia rządowych pieniędzy na zbytki, ale poza tym jest normalnym chłopakiem tuż po dwudziestce z wszelkimi tego faktu konsekwencjami: ceni dobre spotkanie z przyjaciółmi, lubi się zabawić i nie pogardzi głębokim uczuciem. Ma też sympatie i antypatie. Wśród tych drugich jest Henry, niebywale przystojny i niebywale nudny książkę brytyjski, drugi w kolejce do tronu. Na weselu starszego z książąt Henry i Alex w wyniku burzliwej dyskusji lądują w torcie… i na okładkach wszystkich największych tabloidów po obu stronach oceanu. Matka Alexa po etapie \”sfinguję twoją śmierć i wszyscy mi będą współczuć, więc będzie łatwiej o reelekcję\” postanawia współdziałać z dworem brytyjskim. Tak powstaje plan idealny: pierwszy syn USA i książę mają spędzić dzień razem i pokazać mediom, że tak naprawdę są przyjaciółmi. Jak nietrudno się domyślić, pójdzie im lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tylko czy przedstawiciel brytyjskiej monarchii może być gejem? Czy Stany Zjednoczone są gotowe na biseksualnego, pół-latynoskiego pierwszego syna? I jak przeżywać intymne chwile na oczach całego świata?
Fabularnie \”Red, White & Royal Blue\” to jedna z najlepszych książek, jakie trafiły w moje ręce w ostatnich latach. Mimo epickiego rozmachu (to romans na szczytach władzy!) jest niesamowicie ciepłą, pluszową historią, pozbawioną jednak tandetnej ckliwości. Uczucia Henry?ego, pewnego swojej orientacji, i Alexa dopiero odkrywającego, że podobają mu się również mężczyźni, są szczere i opisane w tak uroczy, bezpretensjonalny sposób, że świat na moment staje się jaśniejszy. McQuiston pisze rozkoszne sceny erotyczne, koncentrując się na odczuciach bohaterów i na zabawnych, codziennych sytuacjach, a nie na detalach anatomiczno-fizjologicznych. Wspaniale przedstawiona jest także relacja obu protagonistów z rodzeństwem i przyjaciółmi. Chociaż autorka głęboko wnika w rodzące się uczucie dwóch młodych chłopaków, znajduje też miejsce na stanowcze nakreślenie postaci pobocznych. Jedną ze szczególnie dobrze wykreowanych postaci jest Oscar, ojciec Alexa. To rzadki we współczesnej literaturze młodzieżowej przypadek rodzica, który mimo rozstania z \”rodzicem alfa\” i nieobecności przy dzieciach nie jest bohaterem negatywnym czy toksycznym. Autorka nie wyjaśnia łopatologicznie przyczyn jego rozwodu z Ellen Claremont, tylko pokazuje czytelnikowi, że to dwa silne, dominujące charaktery, które nie mogły wytrzymać pod jednym dachem. Świadczy o tym zresztą fakt, że Oscar zostaje senatorem. A takich bohaterów jest więcej i każdy ma swoją historię: Nora, Leo, Pez, Bea, nawet zmarły ojciec brytyjskich książąt.
Cieszę się, że wreszcie dostaliśmy książkę z romansem LGBT+, który nie kończy się tragicznie i którego osią nie są cierpienia bohaterów w związku z własną orientacją. To urocza bajka o romansie z księciem, w której konfiguracja płciowa mogłaby być dowolna – jak w życiu. Mam do niej tylko jedno zastrzeżenie: zakończenie. Postaram się opisać tę kwestię bez spoilerów, żeby nie psuć wam radości odkrywania fabuły. Otóż wbrew niektórym recenzjom, nie uważam sobie za przesłodzone, mam natomiast problem z tym, że jest ono zbyt amerykańskie i za bardzo idzie w schemat dobro kontra zło. To, co sprawdza się w kinie superbohaterskim, kiepsko rozgrywa wątek polityczny.
Drugi problem z \”Red, White & Royal Blue\” to przekład. Ta kwestia echem odbiła się w internecie za sprawą screenshotów co bardziej spektakularnych wpadek tłumaczeniowych. Faktycznie, pierwsze rozdziały książki są przetłumaczone w sposób dość sztywny, w dodatku pojawiają się w nich dość ewidentne błędy zniekształcające treść powieści. Okazało się, że to wydawnictwo wysłało do druku zły plik. Takie sytuacje się zdarzają: niestety, tysiące czytelników zdecydowanych wesprzeć polskie wydanie tego uroczego romansu otrzymały produkt niepełnowartościowy. Tym niemniej im dalej w las, tym lepsze tłumaczenie, a do tego, o czym się nie wspomina, tłumaczka ma doskonałe wyczucie do aluzji popkulturowych, w które powieść McQuiston obfituje.
Nie bójcie się trudnego początku (albo poczekajcie na poprawiony dodruk) i skoczcie w tę cieplutką, kochaną historię, idealnie taką, jakiej potrzeba na kilka smutnych wieczorów.
Joanna Krystyna Radosz