\”Zapachu dzieciństwa określić niepodobna\”. Tak w swojej wspomnieniowej książce pisze Zofia Szymanowska, młodsza siostra Karola Szymanowskiego. A jednak, wiedziona tęsknotą za utraconym domem, za bliskimi i za czasem beztroski, usiłowała ten zapach odtworzyć. I nie tylko zapach – cały swój miniony świat próbowała przelać na papier. Tak powołała do życia \”Opowieść o naszym domu\”. Jest to specyficzna opowieść, snuta po kobiecemu, z tęsknotą, nostalgią i nutą żalu – opowieść o raju utraconym.
Swoje wspomnienia Szymanowska opisuje w niewielkich rozdziałach o prostych tytułach: \”Dom\”, \”Zapach\”, \”Goście\” czy \”Papa\”. W nich zamyka i rozwija zapamiętane obrazy, wydarzenia, obyczaje, osoby. Całość składa się na sielski obraz kresowego dworku, gdzieś pośród ogrodów, pól i łąk, w którym żyje szczęśliwa, duża rodzina, przywiązana do tradycji, ojczyzny, szczególną miłością darząca muzykę. Pieczę nad domem, poza głową rodziny, trzyma wierna i otoczona sympatią służba, po części polska, po części ukraińska. Od czasu do czasu wdzierają się tu echa ze świata – dzieci wracając ze szkół po długiej nieobecności są kontrolowane podczas podróży przez władze zaborcy na okoliczność posiadania wywrotowych materiałów; innym razem przybywają do Tymoszówki znakomici goście, jak Artur Rubinstein czy Harry Newhaus. Ale ten zewnętrzny świat jest tylko jedną dodatkową barwą opisywanej rzeczywistości, póki co nie burzy niczego, nie zmienia wiele.
Opowiadania są niedługie, ale bardzo \”gęste\”, bogate w szczegół i impresję. Znakomicie odmalowują atmosferę, a przynajmniej pozwalają ją sobie – nie wiem na ile prawdziwie ale na pewno bardzo wyraźnie – wyobrazić, przywołać. Są piękne również w treści. Niesamowite wrażenie robi opowieść o duchach błąkających się po Tymoszówce. Rozczulają pełne czci słowa o rodzicach. Znakomicie czyta się o marzeniach i zabawach – nie zawsze akuratnej – młodzieży. I o ludziach. Szczególnie chyba o tych prostych duszach opiekujących się dziećmi, władającymi kuchnią, stróżującymi po nocach wokół dworku. Każdemu autorka potrafi nadać indywidualny rys i zamknąć w osobnym wspomnieniu.
O swoim bracie, Karolu, Zofia Szymanowska pisze dużo. Opisuje go często przy pracy, wówczas jest on jakby głównym punktem sceny – postać pierwszoplanowa ale wtopiona w jakiś krajobraz pośród mebli lub zieleni. Wydaje się jakby autorka odtwarzała takie przeszłe momenty z perspektywy ukrywającego się obserwatora, podglądacza właściwie – z oddali. Ale pisze o nim również jak o młodym człowieku, poważnym ale towarzyskim. W końcu jak o starszym bracie, a momenty czułości przez niego okazywanej wspomina ze szczególnym namaszczeniem. Zawsze pisze o nim z podziwem. Podobnie zresztą jak i o najstarszym z rodzeństwa – Feliksie.
Moje pierwsze wrażenie nie było pozytywne. Zaskoczył mnie język – kwiecisty, pełen poetyckiego uniesienia, barwnych impresji. Po kilku stronach jednak wsiąkłam zupełnie poddając się sentymentalnej podróży w przeszłość. To taka trochę nierzeczywista podróż, w inny zupełnie świat, więc i środków wyrazu potrzebuje mniej prozaicznych. A i udzielająca się tęsknota ma swoje prawa. Słowem – z upływem stron przychodzi zrozumienie uroku słów. I żal, że książka nie jest opasłym tomiszczem, bo z przyjemnością słuchałoby się jeszcze i jeszcze.
Iwona Ladzińska