To miała być podróż życia, choć dwunastoletni Edward nie chciał się przeprowadzać. Wiedział jednak, że jego protesty zdadzą się na nic, dlatego spokojnie wszedł na pokład samolotu, kierującego się do Los Angeles. On, jego rodzice i starszy brat, a także 183 innych pasażerów, mających nadzieję na jakąś zmianę w swoim życiu. I słoneczne Los Angeles miało im to zapewnić. Niestety, dochodzi do katastrofy, a spośród wszystkich przebywających na pokładzie ocalał jedynie Edward- prawdziwy cud.
Teraz nastolatek musi przystosować się do nowego życia z wujostwem, chorobliwym zainteresowaniem mediów oraz milionem spojrzeń, jakie posyłają mu ludzie wszędzie tam, gdzie pójdzie. Musi także nauczyć się żyć bez swoich ukochanych bliskich, choć wydaje się to zadaniem nie do wykonania. Edward wciąż ma wrażenie, że jego obecne życie jest tylko marnym substytutem starego, a on sam tak naprawdę tkwi pod chmurami z rodziną. Choć żywy, nosi w sobie niezacieralną cząstkę śmierci.
Czy życie po tak wielkiej tragedii ma jeszcze jakikolwiek sens? Czy dwunastolatek odkryje w nowej codzienności powód, dla którego warto budzić się co rano… ?
Nie trzeba zbyt wielkiej zachęty, aby sięgnąć po książkę tego rodzaju- wystarczy niewypowiedziana obietnica ogromnych emocji. Tak było w przypadku tej pozycji: katastrofa lotnicza, jeden cudem ocalały chłopiec i jego życie \”po\”. Każdy zdaje sobie mniej więcej sprawę, czego może się spodziewać po takiej historii. I można mieć delikatne obawy, że autorka nie udźwignie tematu i wyjdzie z tego literacka papka, lecz moim zdaniem pani Ann Napolitano poradziła sobie świetnie. Nie jest to wyciskacz łez bez ładu i składu, lecz pełna dorosłych emocji książka.
Po tylu latach już nawet nie pamiętam, o czym mogłam myśleć, mając dwanaście lat; człowiek jest wtedy skupiony wyłącznie na podstawowych sprawach, jak nauka czy spotkania z koleżankami. Nikt nie myśli wówczas o śmierci, o samotności, o licznych wypadkach. Jest tylko to już nie-dziecięce, acz jeszcze nie-dorosłe tu i teraz. Na tragedię, jaka dotknęła głównego bohatera, patrzę więc przez pryzmat osoby dorosłej, nie nastolatki, acz wydaje mi się, że uczucia są równie silne.
To, że czytelnik współczuje Edwardowi z całych sił, to fakt niezaprzeczalny. Nie da się przejść obok tak ogromnej tragedii obojętnie- chłopak stracił w końcu oboje rodziców i ukochanego brata. Co prawda ma to szczęście, że pod swój dach przygarnęło go wujostwo, lecz trudno mu przestawić się na zupełnie inny tryb życia, w otoczeniu prawie obcych mu osób. I to bynajmniej nie dziwi.
Ludzie w różny sposób przeżywają żałobę: płaczą, szukają oparcia w nałogach lub są niemalże śmiertelnie spokojni, acz puści. Tę pustkę widać w ich oczach. Edward nie należał do grupy pytającej Boga: \”dlaczego ja?\”, jego żal wyrażał się poprzez apatię, skupienie się na rzeczach związanych z bliskimi. Poniekąd nie mógł skupić się na swojej żałobie, gdyż wokół niego wciąż kręcili się ludzie zaintrygowani \”chłopcem, który przeżył\”. Musiał walczyć z ludzką ciekawością, śledzącymi go spojrzeniami, nietaktownymi pytaniami. Jak wielką siłę musiał mieć w sobie ten nastolatek! W jednej chwili spadł na jego barki ogromny ciężar.
\”Drogi Edwardzie\” nie jest typowym wyciskaczem łez. To dorosła historia trafiająca wprost w serce czytelnika, choć główny bohater ma dopiero dwanaście lat. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co musiał czuć po śmierci bliskich, szczególnieszczególnie że sam był jeszcze dzieckiem wymagającym opieki. Podziwiam go za to, że przetrwał to, co zesłał mu los. Miał w sobie odwagę, choć okoliczności bywały różne.
Książka autorstwa pani Ann Napolitano to lektura obowiązkowa dla poszukiwaczy emocji, historii \”z krwi i kości\”. Czegoś, co przyciągnie uwagę na dłużej, a po zakończeniu lektury pozostawi wyrwę w sercu. Polecam!
Katarzyna Pinkowicz