Liane Moriarty potrafi wymyślać naprawdę nietypowe historie. Kreuje rzeczywistość pełną sekretów, tajemnic i mroku, okraszając ją bogactwem psychologicznym różnorodnych postaci. Jednak, o ile \”Miłość i inne obsesje\” mnie zachwyciła, o tyle jej najnowsza powieść pod tytułem \”Sekret mojego męża\”, choć ostatecznie okazała się wciągająca, nieco mnie zmęczyła. Jej konstrukcja, przypominająca poniekąd powieść szkatułkową, jest bardzo interesująca, jednak gdzieś w połowie lektury wszystkie karty zostają ujawnione i w zasadzie okazuje się, że to wszystko, co autorka ma do zaoferowania czytelnikom. Doceniam refleksyjny wymiar tej powieści, choć chyba nie do końca przemawia do mnie zamieszczona na końcu lista \”pytań do dyskusji/przemyśleń\” (jednak nie przeczę, że może ona skłonić do podjęcia analizy i quasi-dialogu z autorką) – trochę to trąci szkolnymi \”rozprawkami\”.
Pewnego dnia Cecilia znajduje wśród różnych dokumentów, adresowany do niej list, którego autorem jest jej mąż. Na kopercie widnieje napis: \”Dla mojej żony, Cecilii Fitzpatrick. Otworzyć wyłącznie w przypadku mojej śmierci\”.. List został napisany dawno temu, a jej ukochany nigdy jej o nim nie wspomniał, co tym bardziej zdziwiło Cecilię. To znalezisko oraz dziwne zachowanie jej męża, sprawiają, że staje się coraz bardziej podejrzliwa i robi coś, o co nigdy by się nie podejrzewała… Czy tajemnica jej męża, skrywana od tylu lat, może wreszcie doczekać się ujawnienia?
Rachel straciła kiedyś córkę. Tożsamość mordercy nigdy nie została ustalona, a kobieta od lat nie pogodziła się ze stratą. A teraz dowiaduje się, że syn i synowa wyjeżdżają do Nowego Yorku, a tym samym straci stały kontakt z wnukiem. Na domiar złego zbliża się kolejna rocznica śmierci Janie…
Tess pakuje walizki i zabiera ze sobą synka, jeszcze tego samego dnia, kiedy dowiaduje się, że jej mąż zakochał się w jej własnej kuzynce. Jedzie do matki – kobieta złamała nogę, więc to doskonała okazja, by ulotnić się z domu, przemyśleć całą sytuację a przy okazji pomóc ukochanej rodzicielce w codziennych trudnościach. Losy tych trzech bohaterek splotą się w wyniku wielu różnych nieoczekiwanych zdarzeń…
Autorka stworzyła trzy pozornie odrębne opowieści o kobietach, których losy przeplatają się ze sobą. Ich historie opowiadane są fragmentarycznie, przez co czytelnicy zmuszeni są skakać od rozdziału do rozdziału, co daje wrażenie chaosu i sprawia, że pierwsze chwile spędzone z lekturą wymagają skupienia. Do tej konstrukcji fabularnej można jednak przywyknąć, jednak warto tę powieść czytać spokojnie i powoli, by nie umknęły nam żadne niuanse. Moriarty poświęca dużo treści swoim bohaterkom. Opisuje ich rozterki wewnętrzne i przeżycia, dzięki czemu łatwiej jest zrozumieć ich motywacje, które dla mnie były jasne, logiczne i miały swoje uzasadnienie w rzeczywistości literackiej. Każdą z nich obdarzyłam sympatią. Każdą z nich próbowałam zrozumieć.
Nie zrozumiałam natomiast co wspólnego z całością opowieści, mają krótkie wstawki dotyczące historii muru berlińskiego, które dla mnie okazały się niepotrzebne i nic niewnoszące do treści. Choć sama autorka wskazuje (w swojej liście pytań do przemyślenia), że warto właśnie tę kwestię przemyśleć. Mnie nie udało się wymyślić nic mądrego w tym temacie. Jest to jednak drobny szczegół i zupełnie nie wpływa na odbiór powieści. Za to ciekawy jest sam epilog, który wskazuje na to, jak ogromny wpływ na nasze życie mają drobne wybory, których dokonujemy codziennie i jak bardzo \”przypadek\” rządzi naszym życiem. Płynność, z jaką Liane Moriarty snuje podsumowanie dla swojej historii, jest godna podziwu, a sama treść satysfakcjonująca – nawet bardziej niż samo zakończenie.
\”Sekret mojego męża\” to powieść obyczajowa, mająca cechy thrillera, jednak nim niebędąca. Niektóre jej fragmenty potrafią trzymać w napięciu, inne wzruszają, a jeszcze inne ocierają się o całkiem ciekawy romans. Ta wielowymiarowość stanowi jej siłę, ale sprawia też, że nie będzie to lektura dla każdego. Wydaje mi się, że autora powoli klaruje i kreuje swój własny styl literacki i poniekąd gatunkowy, który zyskuje coraz więcej miłośników. Z pewnością sięgnę po kolejne dzieła pisarki, choć jeszcze nie do końca czuję się przekonana do jej twórczości.
Żaneta Fuzja Krawczugo