Kryzys w związku jest poważną sprawą i prędzej czy później dotyka wszystkie pary. Nie musi oznaczać on końca związku, może nawet rozwinąć relację, zacieśnić ją, ale czasami może zakończyć się rozstaniem. Nie zawsze jest bowiem łatwy do zażegnania, niekiedy może sprawiać ból, pozostawiać rany trudne do zabliźnienia. Nie zawsze też jest sens pracować nad danym związkiem, czasami bowiem nie warto walczyć o miłość. Szczególnie jeśli druga osoba nie traktuje nas poważnie, jeśli jesteśmy dla niej zabawką, jeśli stajemy się tylko alternatywą, która oderwać ma ją od rzeczywistości czy nawet nudy. Jak jednak odróżnić taki twórczy kryzys od tego, który ostatecznie pogrąży związek?
Ostatnia dekada przyniosła fale rozstań i krótkoterminowych związków. Z roku na rok stajemy się coraz bardziej wygodni, skupieni na sobie, egocentryczni, a bycie z drugą osobą wiąże się z poświęcaniem uwagi drugiej osobie, z kompromisami, których nie chcemy. O związku myślimy w kategoriach utraty wolności, dlatego wybieramy brak zobowiązań, nie chcemy być od nikogo uzależnieni, wolimy wygodną pozycję singla. Z drugiej jednak strony podświadomie choćby nawet dążymy do życia w parze, w rezultacie wciąż podejmujemy nowe próby, utwierdzając się w przekonaniu, że związki nie są dla nas. Coraz więcej psychologów otwarcie mówi o hedonistycznym społeczeństwie, którego członkowie przedkładają swoją wygodę ponad starania się o coś, ponad chwilowy dyskomfort. Pragniemy tylko miłych wrażeń, a tak naprawdę to niemożliwe. Mimo tego wolimy zerwać niż naprawiać, wolimy zakończyć znajomość, niż o nią walczyć.
Właśnie takie podejście ma Owen (Michael Angarano), który jest w wieloletnim związku z Hallie (Emma Roberts). To dość osobliwa para, neurotyczki z egocentrykiem, co nigdy nie wróży dobrze, choć wcale nie musi oznaczać życia w pojedynkę. A jednak z każdym tygodniem coraz bardziej widać rozdźwięk między nimi, potęgowany jeszcze niechęcią Owena do stabilizacji i do okazania empatii. W rezultacie, kiedy Owena dopada kryzys finansowy, a Hallie postanawia wykorzystać to do rozmowy o wspólnym mieszkaniu, chłopak woli zerwanie. A właściwie “odpoczynek od siebie” co jest pokrętną formą rozłąki bez ponoszenia ciężaru rozstania.
Zupełnie inny jest związek Matta (Patrick Gibson), najlepszego przyjaciela Owena z kuzynką Hallie – Willą (Dree Hemingway). Tyle tylko, że ich relację w kategoriach związku traktuje tylko on, ona zaś ma do ich spotkań dość luźne podejście, łudząc się, że po prostu spędzają razem czas. Jest ślepa na wszystkie przejawy zaangażowania ze strony Matta, wciąż pragnąc Jacoba- chłopaka, który nie okazywał jej zainteresowania i za którym tak naprawdę przyjechała, studia traktując jedynie jako pretekst do ponownego spotkania.
Czy związki tych ludzi mają szansę przetrwać? Przekonamy się o tym, Przekonamy się o tym, oglądając film – “Szukając szczęścia” – w reżyserii Sama Boyda. Pod warunkiem, że i my przetrwamy. Przyznam, że dawno nie widziałam tak złego filmu, którego nie ratuje nawet obsada aktorska. Nie zabrakło bowiem chwytliwych nazwisk, które jednak wcale nie chwytają za serce.
Film jest zdecydowanie przegadany, banalny, a sama koncepcja schematyczna i powtarzająca się w rozlicznych obrazach. Mimo że ogólny zamysł Boyda był dobry, ponieważ porusza temat, który dotyczy każdego z nas. Tymczasem film ani nie skłaniał do refleksji (no, może jedynie do takiej, że niekiedy związek zranionej kobiety z kobietą faktycznie jest dobrym wyborem), ani nie bawił, ani nie smucił. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że był po prostu stratą czasu. Tym bardziej że poruszone kwestie zasługują na prawdziwy obraz pełen emocji i napięcia. Niestety tu nie wyszło…
Justyna Gul