…wierzymy w fikcję czasu, w teraźniejszość, przeszłość i przyszłość, ale być może wszystko dzieje się jednocześnie…
Zatraciłam się w powieści. Mocno mnie przyciągnęła, dostarczyła mnóstwa przyjemności. Zachwyciłam się szalenie plastycznym stylem narracji, rozbudowaną sferą opisów, uwzględniającą każdy szczegół. Tak barwnie oddającą detale i sprawiającą, że wyobraźnia miała co robić. Isabel Allende sugestywnie dotykała tego, co niezwyczajnie ludzkie, stanowi o człowieczeństwie, stwarza siłę napędową scenariuszy losów. Tam, gdzie potrzebna była delikatność i wrażliwość, natychmiast pojawiały się miękkie sformułowania i skojarzenia, a gdzie do głosu dochodziła gwałtowność i brutalność, nie brakowało silnych uderzeń fraz i określeń. Nie tylko bohaterowie, nawet ci z dalszych planów, wydawali się nad podziw wyraziści i przekonujący, ale również każda z relacjonowanych scen oraz niezwykłe uczucia, nastroje i klimaty. Czułam realność i prawdziwość postaw, zachowań, gestów i wypowiedzi, tym bardziej że ujętych z różnych perspektyw, przez odmienne kalki rodzinnych uwarunkowań.
Nie darzyłam sympatią, ale w pełni rozumiałam, aktora pierwszego planu, Estebana Trueby. Wywoływał mieszane odczucia, było w nim wiele sprzecznych cech, skłonności do ciemnych sfer ułomności, a jednak chciało się przeniknąć przez twardą oprawę charakterologiczną, dostrzec przyczyny stanowczości i konsekwencji. Ciekawym zabiegiem okazało się dopuszczanie go do głosu narracji w strategicznych, ze względu na konstrukcję fabuły, momentów. Wiele dopowiadał swoimi słowami, z własnego punktu widzenia, tak jak mu w duszy grało, lecz wszystko z pozycji seniora, który już w życiu sporo przeszedł i doświadczył, a zatem zdążył zweryfikować opinie, poddać analizie własne skłonności, uznać ból cierpienia, samotności i porażki. Intensywnie odczuwałam jego mocną energię, nie było opcji, aby nie buntować się przeciwko niemu, ale też nie towarzyszyć wiernie w kolejnych etapach życia. Doceniłam portrety pozostałych męskich bohaterów, zadziwiali różnorodnością, reprezentacyjnością zbioru wad i zalet, marzeń i pasji.
Pomimo męskiej supremacji w rodzinnych relacjach, prym wiodły silne i charyzmatyczne kobiece osobowości. Atrakcyjnie w rozsiewany czar magnetyzmu, przeniesienia do nadprzyrodzonych zjawisk, osobliwą duchową otoczkę wzbogacającą zwykłą codzienność. Wyjątkowa intuicja, przebłyski jasnowidzenia, zdolność czytania emocji i przenoszenia przedmiotów, doświetlały obrazy kilku pokoleń kobiet. Tak skrupulatnie je odmalowano, że łatwo przenikałam do intymnych myśli, poznawałam długie cienie tajemnic obecnych w ich życiu, wyczuwałam akty przemocy odciskające piętno na losach rodziny del Valle. Od czasu do czasu, autorka zdradzała, co zdarzy się za kilka miesięcy lub lat, co tylko podgrzewało atmosferę niepewności dróg prowadzących do zasygnalizowanych kulminacyjnych epizodów. Zachwyciłam się i pokochałam każdą z pań.
Saga nie tylko przeprowadzała przez niezwykłe losy bohaterów, ale rewelacyjnie osadzała je w społecznych i politycznych chilijskich uwarunkowaniach. Burzliwie zmieniał się świat wokół nich, a oni musieli dostosować się do nagłych wstrząsów i pęknięć w zewnętrznych i wewnętrznych filarach życia. Nie zabrakło szczypty humoru i celnych ripost wymierzonych w przeznaczenie. Miłość przeplatała się z nienawiścią, narodziny ze śmiercią, ból z ukojeniem, niezrozumienie z akceptacją, klęska ze spełnieniem, bieda z bogactwem, pustka z pasją. Kilkadziesiąt lat słodkiej i gorzkiej mieszanki intrygujących brzmień ziemskiej wędrówki. Szczęścia i nieszczęścia przynosili inni, ale ludzie też sami je na siebie ściągali. Spotkanie z książką zaliczyłam do bardzo udanych, przez wiele godzin gościłam w metafizycznym klimacie, co szalenie mi podeszło, jednocześnie przywołało różne brzmienia muzyki życia. Twórczość Isabel Allende jest wyjątkowo poruszająca, mądra i refleksyjna. Zerknij na to, jak z wielką przyjemnością uległam Japońskiemu kochankowi, a w W samym środku zimy znalazłam mnóstwo impulsów do głębokiej zadumy.
Izabela Pycio