Zastanawiałem się, jak to jest, gdy się umiera.
Dałam sobie kilka dni, aby wyciszyć emocje i spokojnie przemyśleć, co napisać o książce, określić, czy mi się podobała, co wierzcie, nie należało do łatwych decyzji. Czytając powieść, kilka razy chciałam niezwłocznie zakończyć spotkanie, nie ze względu na nieciekawą intrygę, ale z powodu nasycenia przemocą. Nawet ja, osoba nieźle wprawiona w poznawanie thrillerów i kryminałów, czułam, że tym razem brutalność osiągnęła maksymalny poziom. Jednak dalej podążałam śladem wspomnień kluczowego bohatera. Dostrzegałam u siebie zadziwiającą fascynację złem, pragnienie dowiedzenia się, do czego jeszcze Frank posunął się, jak wybrzmiały ostatnie nuty symfonii pogardy do życia. Nie chodziło o to, że tylko szaleniec i pomyleniec mógł zainteresować się mega skrajną agresją u młodego człowieka, zatrważającym wypaczeniem człowieczeństwa nastolatka, ale o to, że taka wersja wnikania w mroczność ludzkiej duszy osobliwie przyciągała. Zestawienie domniemanej odgórnie niewinności z prawdziwą psychopatią domagało się natychmiastowych wyjaśnień.
Iain Banks sugestywnie odmalował obrazy, wstrząsał wyobraźnią, odwoływał się do kontrastowych emocji. Rozmowy Franka z bratem Erikiem, zbiegłym z zakładu psychiatrycznego, tylko pozornie wydawały się nieistotne, z każdą odsłoną nabierały coraz bardziej przerażającego znaczenia. Autor konsekwentnie popychał mnie do przekraczania granic tolerancji absorbowanych obrazów, podprowadzał ku przepaści osobliwej nienawiści, a nawet chęci przerwania łańcucha przemocy i ostatecznego potępienia. Kiedy dotarłam do zaskakującego zakończenia, wszystko wywróciło się do góry nogami, powstała potężna porcja pytań i interpretacji. Finałowa odsłona stała się osobliwą nagrodą za przetarcie dramatycznych szlaków powieści, nie spodziewałam się, że taki przyjmie kształt. Nie tylko odwoła się do niejednoznaczności, fałszywości, niemoralności, ale wkroczy w sferę patologii wychowania, szpetnych tajemnic i dramatu tożsamości. Zadziwiająca historia.
Chwytając za książkę, weszłam w mocne, wstrętne i odpychające wzorce zachowań, co więcej, trwałam przy nich. Im głębiej wnikałam, tym większe miałam wrażenie przyklejania się do mnie zła. Chciałam odsunąć je daleko od siebie, uwolnić się, ale nie dałam rady, silnie przyciągało. Dla mnie, wprawionej w literackich postaciach zła, pojedyncze obrazy nie były krańcowo odrażające i nieprzyjemne, ale nie o jedno brzmienie tu chodziło, lecz o koszmarną mieszankę. Przygoda czytelnicza, której długo nie zapomnę. Frank Cauldham mieszkał wraz z ojcem na szkockiej wyspie. Ekscentryczny nastolatek stronił od ludzi, całe dnie spędzał na symulowanej obronie swojego terytorium i toczenia wojny z wszystkim, co żywe. Jego skłonność do przemocy nie miała sobie równych, jako dziecko zabił trzy osoby, codziennie powiększał liczbę sadystycznie torturowanych zwierząt. Zero wyrzutów sumienia, w zamian duma z ohydnych czynów. Skąd u młodej osoby nieokiełznane pokłady podłości? Dlaczego z zapałem oddawał się kultowi śmierci?
Izabela Pycio