Nim przeczytałam pierwszy tom opowieści o charakternych teściowych, napaliłam się na kontynuację. Ciągle to robię, nie zliczę, ile razy kupiłam hurtem jakąś serię, a ona teraz leży na półce, bo nie mogę przebrnąć przez tom pierwszy, nie mam weny, by zabrać się za niego, lub niemalże wpędził mnie do grobu i spowodował zatrzymanie akcji serca z nudów. Jednak ja się na błędach nie uczę i ciągle gromadzę te serie, bojąc się, że wyczerpie się nakład powieści, a ja zostanę w rozpaczy, bo arcydzieło przejdzie mi koło nosa.
Po lekturze pierwszej książki z tego cyklu byłam już trochę spokojniejsza, Alek Rogoziński okazał się nie taki zły, jak go opisywali, a ja nawet się ubawiłam. Pełna najlepszych chęci sięgnęłam po “Teściowe w tarapatach” i poczułam podekscytowanie. Po pierwsze do książki dołączone najlepsze na świecie Krówki Opatowskie, jest to korona stworzenia, niebo w gębie, najlepsza rzecz słodka, krucha, lekko kremowa w środku. Kocham krówki. A skąd krówki z Opatowa? Bo akcja będzie w Opatowie, co dodatkowo mnie ekscytowało, Was pewnie nie, bo Świętokrzyskie to taki trochę Kopciuszek wśród województw, niby Ojciec Mateusz rozsławia, ale nawet okoliczni opowiadają sobie tylko żarty o kieleckim.
Kazimiera i Maja wybierają się wspólnie na urlop, zaczynać mają od Opatowa, a później czeka je rajd po Świętokrzyskim, obie niezależnie planują trasę. O ile Kazimiera wyszukała wszystkie możliwe sanktuaria, o tyle Maja wynalazła wszystkie spa, salony masażu i wszystkie miejsca, które mają je odmłodzić. Żadna nie konsultuje tego z tą drugą, więc gdy w końcu weryfikują plany na kolejny dzień, zanosi się na smakowitą awanturę. Zwiedzanie podziemnej trasy staje się początkiem dziwnych zdarzeń, przypadkowo podsłuchana rozmowa daje do myślenia, ale starsze panie wciąż się spierają, godzi je dopiero winko z lokalnej winnicy. Jednak poranek przyniesie im sporą sensację i zmusi do ucieczki. Jaki to będzie miało związek z Maderą? Historią i wielką tajemnicą polskich dziejów? Oj nudzić się nie da. Dobrze się czyta takie powieści, one są lekkie i przyjemne, czytane dla rozrywki są ucieczką od szarej codzienności. Nie jest to kryminał, jaki ja lubię, czyli klasyczne śledztwo, rozwiązywanie zagadki, ale to taka dowcipna książki z morderstwem w tle. Ciężko było mi się oderwać, polubiłam styl autora i chętnie sięgnę po jego inne powieści.
Nie mogę powiedzieć, że stałam się admiratorką śmiesznych książek, dalej uważam, że jestem pod tym względem wyjątkowo sztywna, sama nie wiem, jak to się stało, ale doskonale bawiłam się podczas lektury. Chociaż są tą żarty bardzo wyraźne, tak jakby autor pokazywał palcem, tu śmiać się należy, a jednak to się skleja w dobrą całość. Książka, która daje wytchnienie. Jest dobrą rozrywką, napisaną sprawnie, z pędzącą akcją, fantastycznymi teściowymi, które są siłą tej powieści. Bardzo polecam.
Katarzyna Mastalerczyk