Dzienniki, pamiętniki, to bardzo specyficzny gatunek, jedni kochają, inni nie lubią i nie sięgają nawet pod przymusem. Są też tacy, co czytają incydentalnie, jeżeli interesuje ich epoka czy autor. Wydaje mi się, że ja właśnie należę do tych ostatnich. Nie rzucam się na pamiętniki z automatu, traktuję je oczywiście jako ważne źródło dotyczące konkretnego czasu, chociaż z definicji bardzo subiektywne, ale z najbardziej subiektywnych dzienników możemy wyłuskać obiektywne ziarno. Do tej książki pchnęło mnie Wydawnictwo Iskry, uważam je za jedno z ostatnich wydawnictw, które nie goni za komercją, a wydaje, wznawia książki po prostu dobre, wartościowe.
Krzysztof Varga jest pisarzem, dziennikarzem, krytykiem, jego nazwisko jest znane w literackim świecie, jego resume jest imponujące, z tego, co kojarzę, nie czytałam żadnej jego książki, chociaż obiecywałam sobie od dawna, że chociaż po Sonnenberg sięgnę. Na razie się nie złożyło, ale teraz jestem już bardzo zdeterminowana. Nie jest to pamiętnik sensu stricte, nie jest to lista zadań, czy dokładna relacja dzień po dniu, godzina po godzinie, czy minuta po minucie. Nie. To zbiór refleksji, które rodzą się pod wpływem jakiejś codziennej czynności i to jest siłą tych dzienników, bo nie tracą na aktualności. Pamiętniki pisane jako relacja z konkretnego miejsca, czy czasu mogą się z biegiem czasu rozmyć, bo nie będzie już miejsc i wydarzeń, które zakotwiczają tę opowieść w realiach, tymczasem refleksja o świecie, o obyczajach będzie ponadczasową wartością dodaną. Tym bardziej że Krzysztof Varga zachwyca stylem, bawi się językiem, słowami, sięga głęboko w otaczający nas świat i czyni z tych rozważań intelektualną przygodę.
Do mnie ta książka przemówiła, bo podzielam wiele spostrzeżeń Vargi dotyczących współczesności, chociaż oczywiście nie wszystkie, a co do niektórych poglądów autora, ja sama nie wiem jeszcze, jakie mam zdanie. Dodatkowo w czasach pandemii miło jest sięgnąć pamięcią kilka lat wstecz, bo nie wiem jak Wy, ale już powoli zapominam, że można było pojechać na Targi, spotykać się z ludźmi na mieście, chodzić na spotkania autorskie i ta książka była taką ucieczką od pandemicznej rzeczywistości. Czyta się bardzo dobrze i szybko, chociaż okładka jest taka spartańska i nie zwróciłabym na nią uwagi w księgarni, dlatego chcę Was zachęcić do śledzenia strony wydawnictwa, bo sama ciągle sobie przypominam, że okładka to nie wszystko. Bardzo polecam!
Katarzyna Mastalerczyk