“Jest pewien rodzaj tajemnic, które lepiej zostawić w spokoju.”
Sięgnęłam po książkę z myślą o poznaniu kolejnego polskiego głosu w gatunku horror. Ostatnio trafiłam na kilka ciekawych propozycji właśnie w mrocznych klimatach i liczyłam na mocne wrażenia, sympatyczny odpoczynek w ramach historii z dreszczykiem. Pierwsze rozdziały zapowiadały zajmującą opowieść, dałam wciągnąć się scenerii kliniki lalek, ciekawie podgrzewała wyobraźnię, pomyślałam, że to może być coś, przy czym dobrze będę się bawić. Co prawda, nieco nie pasowały mi wojenne nuty w zestawieniu z krakowskim życiem Ireny, ale w miarę zagłębiania się w powieść, zrozumiałam, czym kierowała się autorka.
Początek sprawił, że chciałam niecierpliwie poznawać kolejne strony. Niestety, od przyjazdu do dworu na Martwym Polu, wiele elementów zaczęło tracić blask. Intryga uległa rozcieńczeniu, nie miałam czego się chwycić, by dostarczyć pożywkę dla snucia domysłów. Bohaterowie tracili na wyrazistości, z kolei to, co powinno być mocną stroną horroru, frapujące podgrzewanie atmosfery niepewności, zamiast lęku wywoływało zawód, że popsuła się dobrze zapowiadającą się fabuła. Nabrała cech powierzchowności i schematyczności, jakbym weszła w pastisz horroru, trudno było żywo współodczuwać to, co spotykało bohaterów, śledzić rozmowy, wnikać w starą tajemnicę. Zawiodłam się na finalnej odsłonie, nawet uwzględniając, że pojawi się kiedyś kontynuacja książki, zakończenie było zbyt otwarte, za mało konkretne, bez impulsu dla imaginacji.
Za to podobała mi się sceneria akcji, ciekawie odmalowana, czułam, że chociaż wiele sekretów skrywał dwór i jego sąsiedztwo, to z każdym opisem coraz bardziej przyciągał. Zastanawiałam się, czy byłabym zdolna spędzić w nim chociaż jedną noc, podejrzewam, że wymiękłabym. Przekonała mnie relacja między Rafałem a Gretchen, rozgrywała się w barwnym obszarze emocji, z dającym do myślenia przekraczaniem granic, pewne niedomówienia działały na korzyść. Irena Kownacka z ciężkim sercem opuszcza Kraków i podąża za wezwaniem krewnej do Uroczyska. Odwiedza ciotkę mieszkającą w rozsypującym się dworskim budynku, który otaczają pustkowia przepełnione martwością. Irena szybko zdaje sobie sprawę, że otoczenie negatywnie na nią wpływa, czuje, że znalazła się po niezrozumiałej stronie rzeczywistości, wchodzi w zapomniane wspomnienia i niepojące złudzenia. Mocno dotyka tajemnicy z ubiegłego stulecia, intensywnie poddaje się irracjonalnemu przeświadczeniu o niebezpieczeństwie. Absurdalność przytrafiających się incydentów wywołuje u niej strach przed czymś potwornym, niedotykalnym, nieuchwytnym.
Izabela Pycio