“Tyrmand. Pisarz o białych oczach” Marcela Woźniaka to próba nowego spojrzenia na życie Leopolda Tyrmanda. Po wielu publikacjach na temat pisarza trudno wyobrazić sobie coś zupełnie nowego i odkrywczego, autor jednak postanowił zmierzyć się z tematem i poszukać nowych tropów.
Książka zasadza się na pewnego rodzaju dziennikarskim śledztwie. Marcel Woźniak w głównej mierze opiera się co prawda na znanych już źródłach i informacjach, traktuje je jednak wyłącznie jako wstęp do własnej opowieści, usiłując uzupełnić je okruchami wiedzy i poszlak, na jakie udało mu się trafić w swoich poszukiwaniach. Poszukiwania te biegną dwutorowo. Przede wszystkim autor wyrusza w podróż po miejscach istotnych dla biografii Tyrmanda i tu szuka śladów. Druga ścieżka poszukiwań przebiega przez internet, gdzie śledzi on anegdotyczne wspomnienia publikowane tu i ówdzie przez świadków życia Tyrmanda i ich powierników – i na ich podstawie szuka nowych tropów.

“Tyrmand. Pisarz…” nie dostarcza wielu nowych informacji na temat samego Leopolda Tyrmanda, przedstawia jednak jego życie w sposób świeży, umieszcza go mocniej w kontekście historycznym. Autor wiele miejsca poświęca otoczeniu pisarza w kolejnych momentach jego życia, pisze o osobach dla niego ważnych, ale i o przygodnych znajomościach, epizodycznych spotkaniach. Wszystko to jest jednak powierzchowne, sprawia wrażenie zbieranych naprędce danych, niezgłębianych nadmiernie.

Choć książkę czyta się całkiem przyjemnie, to wejście w nią może być trudne ze względu na formę. Marcel Woźniak dozuje informacje, dzieląc opowieść na niewielkie fragmenty, przeskakując w czasie i przestrzeni. Pomiędzy fragmentami opisującymi żywot Tyrmanda i jego bliskich, wtrąca niekiedy również krótkie relacje ze swoich poszukiwań, rozmów, przemyśleń. Nie dominują one nad opowieścią, w moim odczuciu są natomiast ciekawym zaproszeniem do śledzenia postępu “śledztwa”. Jakkolwiek jednak taki sposób przedstawiania treści nie jest pozbawiony zalet, to jest dość chaotyczny i może być trudny w odbiorze.

Ocena książki nastręcza trudności. Z jednej strony mamy do czynienia z lekturą przyjemną, w której tu i ówdzie odkrywamy jakiś drobiazg, którego gdzie indziej nie znaleźliśmy, jakąś myśl, epizod, spojrzenie. Z drugiej strony odnosi się wrażenie, że momentami coś przeoczono, czegoś zaniedbano, zadowalając się kompilacją znanych już treści. Powstała ze wszystkiego obraz bogaty, ale słabo zarysowany. Niemniej dla przyjemności czytania, czy też odnalezienia ciekawych drobiazgów, warty zauważenia. Zwłaszcza dla wielbicieli pisarza.
Iwona Ladzińska