Kiedy zobaczyłam książkę “Daj nam szansę” czułam, że może to być coś w moim stylu. Książka przyszła, ja się ucieszyłam i zagrzebałam ją gdzieś, wśród hałd wstydu. Co jakiś czas wpadała mi w ręce podczas porządków i przypomniałam sobie, że chcę ją przeczytać, a później zapomniałam i znowu leżała i czekała. Nazwisko autorki zupełnie mi nieznane, recenzje opuszczałam, by się nie sugerować, nawet opisu nie czytałam. Okładka jest bardzo romansowa, co dla wielu osób będzie raczej wadą, ale ja już w moim wieku nie oceniam po okładce i nie pytam ludzi, jak oceniają mnie, gdy widzą, co czytam.
Luiza mieszka w Bydgoszczy, dla której porzuciła rodzinne miasteczko i uciekła przed wspomnieniami. Razem z siostrą organizuje imprezy, na jednej z nich wyprawianej dla bogatego Włocha ruga mężczyznę, który według niej jest barmanem, a okazuje się, synem gospodarza imprezy. Marco z humorem bierze udział w drace z niepokorną organizatorką i dostrzega prócz jej urody także bogate wnętrze. Od tego dnia robi wszystko by zbliżyć się do Lizi. Luiza jednak jednoznacznie go odtrąca, oficjalnie – bo on ma partnerkę piękną i długonogą, nieoficjalnie, bo już miała złamane serce i od kilku lat radzi sobie sama, nie chce w nic się angażować. Nawet gdy widzi, że jej serce drga na widok przystojnego Włocha, to ma wątpliwości. Takich skrupułów nie mam jej siostra Pola, która rzuca się na główkę w związek z bratem Marco i bardzo wytrwale lobbuje za Marco. Dużo emocji, zwroty akcji, a nawet niemalże gangsterskie porachunki. Kto by się spodziewał.
Miałam dobre oczekiwania względem tej książki, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze. Może i czuć autorski debiut w tym, z jaką dokładnością autorka opisuje ubiór bohaterów i wystrój wnętrz, ale to jest naprawdę nieistotny detal, bo książkę czyta się świetnie. A umówmy się, objętościowo jest co czytać i jak na romans to obszerna powieść. W pewnym momencie myślałam, że nie ma szans, żeby ta historis skończyła się z klasą, że za dużo sztucznych problemów, że w sumie ciągle te same dramaty, ale paradoksalnie to wszystko wciąga. No i są motylki, a rzadko udaje się to debiutującym autorom. Odłożyłam moje weekendowe rozrywki i po prostu dałam się porwać tej książce, no i mogłam powspominać Bydgoszcz. Moim zdaniem warto obserwować rozwój autorki, skoro tak dobrą powieść napisała za pierwszym razem.
To nie jest tylko płytki romans o bogatym chłopczyku i zahukanej panience. W książce tej poruszono ważne i trudne tematy, może nie jakoś szalenie wnikliwie i wyczerpująco, ale brawo za samo wplecenie do akcji. Jestem pod wrażeniem.
Katarzyna Mastalerczyk