Są takie książki, które pomimo upływu lat nie tracą nic ze swojego wdzięku, autentyczności i wrażenia, które robią. Są takie książki ponadczasowe, które łączą pokolenia, które poruszają taką tematykę i są napisane w taki sposób, że doskonale czyta się je w każdym wieku, można o nich dyskutować zarówno z córką, jak i z wnuczką. Są wreszcie takie książki, które niejako wyprzedzają swoją epokę, które zwracają uwagę na zagadnienia, będąca po dziś dzień rzadko poruszanymi, będące swego rodzaju tabu.
Jedną z takich książek jest znakomita powieść Fannie Flagg pt. “Smażone zielone pomidory”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Literackiego pozycja jest wciąż popularna, a mimo upływu lat odkrywają ją kolejni miłośnicy książek. Doskonale zresztą zekranizowana przez Jona Avneta książka (w filmie role jej bohaterek odegrały: Kathy Bates, Mary-Louise Parker, Mary Stuart Masterson oraz Jessica Tandy) jest doskonałym przykładem pisarskiego geniuszu. Co jednak sprawia, że ta prosta do bólu historia o zwyczajnych ludziach i ich codzienności, przyciąga niczym magnes?
Być może to zasługa bohaterów lub plastyczności słowa, dzięki czemu mamy wrażenie, iż jesteśmy częścią tej opowieści. Przenosimy się do lat trzydziestych, na południe Stanów Zjednoczonych, do klimatycznego miasteczka w Alabamie. Niegdyś tętniło ono życiem, teraz powoli chyli się ku upadkowi, a Wielkie Kryzys powoli dociera także tu, podobnie jak i rozwój technologiczny, który zmienia oblicze działalności mieszkańców. Mimo tego mieszkańcy wciąż starają się trzymać się razem, tworząc w miarę zwartą społeczność, w której wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Zresztą wkład w to ma między innymi Dot Weems, która pieczołowicie śledzi rozwój sytuacji w miasteczku, informując o narodzinach i zgonach, o wydarzeniach ważkich, ale i błahych, tworzących niezwykły klimat okolicy.
Jednak to nie dzięki jej rubryce przenosimy się w to miejsce, a dzięki spotkaniu w Domu Spokojnej Starości Rose Terrace. To tu właśnie zjawia się Evelyn Couch, która przybywa do ośrodka wraz ze swoim mężem, by odwiedzić jego matkę. Chcąca zażyć trochę samotności Evelyn planuje zaszyć się w jednej z sal domu starości, ale nie dane jest jej zaznać spokoju. Spotyka bowiem blisko dziewięćdziesięcioletnią staruszkę, panią Threadgoode, która opowiada jej historię swojego życia. A że jej życie to również małe miasteczko, poznajemy niejako przy okazji wszystkich jego mieszkańców, z przyjaciółką staruszki, panią Otis na czele.
Malownicze historie opowiedziane są z pewnym dystansem, ale też sporą dozą ironicznego humoru, a także pewną nostalgią za latami, które minęły. Wraz z rozmówczyniami zasiadamy przy kawiarnianym stoliku Whistle Stop Cafe, poznajemy jej właścicielki i nabieramy ochotę na lokalny specjał ? smażone zielone pomidory. Wraz w opowieściami staruszki, Evelun zaczyna odnajdywać w nich wskazówki, co do kierunku, w jakim ma iść jej życie. Kobieta zaczyna się zmieniać, tak, jak zmieniają się losy ludzi zamieszkujących miasteczko. Ludzi, z którymi dzięki Fannie Flagg możemy śmiać się i płakać, możemy ich kochać lub przepełniają nas niechęcią, ale koło których nie możemy przejść obojętnie. Tak zresztą, jak koło książki, która swoją plastycznością, malowniczością, zapada nam głęboko w pamięć. I mimo iż nie ma tu brawurowo toczącej się akcji, czy gwałtownych jej zwrotów, to odnajdujemy w niej spokój, sielską atmosferę, a także ciepło ludzkich serc. I sporo przepisów, które warto wypróbować, by zrozumieć zachwyt bohaterów.
Justyna Gul