Karinę Obarę kojarzę przede wszystkim jako dziennikarkę z mojego rodzinnego Torunia, ale również jako autorkę powieści “Gracze”, która lata temu dała mi do myślenia. Minął czas, zatarło się wspomnienie fabuły, ale nie nazwisko autorki. Z chęcią więc sięgnęłam po “Niebezpieczne zabawy” – książkę obiecującą twórcze szaleństwo i tajemnicę z przeszłości.
“Przez lata widziałam tę scenę, jak ktoś, kto nie był jej świadkiem, lecz komu została opowiedziana” – tak zaczyna się historia malarki Igi. Chociaż nie, właściwa historia zaczyna się wcześniej, kiedy osiemnastoletnia Iga znajduje swoją zamordowaną matkę. Dziewczyna żyje z piętnem śmierci – nie tylko śmierci rodzicielki, lecz także tragedii, która przed laty połączyła siostry i śmierci męża wychowującej ją ciotki. Ukojenia bohaterka szuka w malarstwie, lecz i ono raz po raz przypomina jej o traumach. Iga, jej ukochany Sebastian i ciotka Maria, zdają się żyć w osobliwym emocjonalnym trójkącie, do którego raz po raz dołączają to duchy dawnych bliskich, to przelotni znajomi, to wreszcie wspomnienia byłych przyjaźni. Iga szuka odpowiedzi na pytanie, kto i dlaczego zabił jej matkę i jaki ta śmierć ma związek z morderstwem młodej kobiety w wakacyjnym raju – lecz odpowiedzi nie są ani łatwe, ani jednoznaczne. Artystyczna fikcja miesza się z prawdą, a jedno i drugie – z okruchami fundamentalnych twierdzeń o człowieku.
Powiedzmy sobie wprost: “Niebezpieczne zabawy” to nie jest kryminał, choć po opiniach w internecie można wywnioskować, że właśnie na ten gatunek nastawiali się czytelnicy. Nie jest to także, mimo klasyfikacji na niektórych portalach, romans ani powieść obyczajowa. To gęsta proza wymykająca się gatunkom, intensywna i bolesna – dotyka bowiem tematów z pogranicza tabu i traktuje o tym, o czym wolelibyśmy nie myśleć. Przez historię morderstwa matki Igi, historię, która naznacza dziewczynę, przebija się rzadko zadawane pytanie: “a jakie to ma znaczenie, kto zabił?”. Przecież znalezienie mordercy nie zwróci życia zamordowanej i nie przyniesie ulgi jej córce. Mimo to poszukiwanie zdaje się obowiązkiem, a może tylko trywialnym dążeniem, które służy jako pretekst do życiowej bezczynności. Iga, skłonna do introwertycznych rozważań, szuka wzorów i większego sensu, bo tylko to daje ukojenie, choćby chwilowe.
Jeżeli miałabym powiedzieć, o czym jest ta powieść, to powiedziałabym, że o życiu z traumą. Traumy mają wszyscy ważni bohaterowie i każdy z nich radzi sobie ze swoją w specyficzny sposób. Czy mogą liczyć na katharsis? Czy ból kiedyś osłabnie? Nie zdradzę wam odpowiedzi na te pytania, bo to coś, co musicie odkryć sami – tym bardziej że i autorka nie odpowiada jednoznacznie, a raczej przemyca okruchy życia Igi, Sebastiana i Marii niejako między wierszami. Jak w prawdziwym świecie, gdzie przecież nie mówimy sobie “wiesz, pozbyłem się już traumy, boli tylko czasem”.
“Niebezpieczne zabawy” to nie jest powieść dla każdego. Nie jest to też powieść na każdy czas. Wymaga skupienia, przestrzeni i względnej równowagi psychicznej. Niech to zabrzmi świętokradczo, ale sposób opowiadania historii, jej wewnętrzna chaotyczność i przymus podążania za opowieścią, nie za chronologią, w połączeniu z podejściem do materiału kryminalnego, przypomina mi “Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk. Kto więc zakochał się w Tokarczuk, powinien spróbować z prozą Obary. Ja jestem zakochana.
Joanna Krystyna Radosz