“Skradziona kołysanka” to pierwsza powieść Anny Stryjewskiej, jaką miałam okazję czytać. Jednak z pewnością nie ostatnia! To, co zafundowała mi autorka podczas lektury, na długo zapisało się w mojej głowie i sercu.
Barbara jest znaną wokalistką, a prywatnie szczęśliwą żoną Andrzeja. Kiedy na świat przychodzi ich mała córeczka, kobieta postanawia poświęcić jej jak najwięcej czasu, odsuwając na dalszy plan karierę muzyczną. Wymyśla nawet dla Elżuni specjalną kołysankę. Pewnego dnia życie tej rodziny rozsypuje się niczym domek z kart. Córeczka zostaje porwana, a zrozpaczona Barbara z każdym dniem coraz bardziej pogrąża się w samotności i cierpieniu. Wreszcie wyjeżdża z Łodzi i przenosi się do jednej z bieszczadzkich wsi, podążając za głosem serca. Czy tam odnajdzie drogę do szczęścia?
Autorka umiejętnie nakreśliła portret Barbary Walczak – kobiety, która z jednej strony odniosła sukces, z drugiej zaś sięgnęła dna. Czytelnik zapoznaje się z tym obrazem, śledząc przedstawioną dwutorowo historię. Na przemian odkrywa karty przeszłości i obserwuje teraźniejsze wydarzenia. Pozwala mu to zagłębić się w przeżycia Barbary, poznać motywy decyzji przez nią podejmowanych, a także zrozumieć jej reakcje i czyny. Sytuacja, w jakiej znalazła się bohaterka, jest dowodem na to, że dobra passa rzadko kiedy trwa wiecznie. Los bywa przewrotny i jednego dnia można mieć wszystko, a drugiego – zupełnie nic. Jednak nie to jest najistotniejsze, lecz sposób, w jaki to przyjmiemy. Czy się poddamy, czy postanowimy zawalczyć o swoje życie? Basia wybrała ucieczkę od życia, od ludzi, od sławy, jaką cieszyła się wcześniej. Jednak odrzucając to wszystko, tylko mocniej zanurzała się w rozpaczy. Tę zaś próbowała uciszyć, racząc się wysokoprocentowym alkoholem. Wybrała pozornie łatwiejszą drogę. Całe szczęście na tej drodze pojawiły się osoby gotowe podać kobiecie pomocną dłoń.
Anna Stryjewska poprzez historię Barbary uzmysławia czytelnikowi, że człowiek po stracie ukochanej osoby może również zgubić sens życia. Wówczas ogromną rolę odgrywają otaczający go ludzie: członkowie rodziny, przyjaciele, sąsiedzi, pracodawca, a nawet sprzedawczyni w sklepie za rogiem. Ich obecność, wsparcie, dobre słowo i brak osądzania są w stanie przywrócić wiarę w lepsze jutro. Autorka ukazuje również jeden z poważniejszych problemów naszego społeczeństwa. Jest nim pochopne ocenianie innych i szufladkowanie ich według własnego widzimisię. Zapominamy o tym, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Niekiedy czyjś wygląd, zachowanie lub sytuacja, w jakiej dana osoba się znajduje, może być wynikiem ciężkich doświadczeń. Tymczasem pod płaszczykiem pozorów niejednokrotnie kryje się trudna i bolesna historia.
Książka ma wiele atutów – przemyślaną fabułę, ciekawą tematykę, wspaniałą kreację bohaterów. Jednak według mnie jej najsłabszym punktem jest zakończenie. Na tle całości finał wypada mało wiarygodnie i można odnieść wrażenie, że został potraktowany trochę po macoszemu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, powiem tylko, że nie do końca przekonał mnie bieg końcowych wydarzeń. Uważam, że wszystko potoczyło się zbyt szybko i zbyt gładko. Chociaż możliwe, że ta odrobina lukru była tutaj potrzebna. Tak czy siak, historia Barbary jako całość wszystko czytelnikowi rekompensuje.
“Skradziona kołysanka” to poruszająca opowieść, która ukazuje życie jako zbiór wzlotów i upadków. To również historia, która udowadnia, że wytrwałość jest miarą sukcesu. Ktoś, kto pomimo porażek dalej dąży do celu, prędzej czy później do niego dociera. Pełna emocji książka, w której przeważają smutek, gorycz i bezsilność, choć nie brakuje też pozytywnych akcentów i chwil wywołujących uśmiech. Gorąco polecam tę powieść osobom, którym niestraszne są łzy towarzyszące lekturze. I wszystkim, którzy szukają książki, która na długo zapada w pamięć.
Monika Halman