Po pierwszy tom serii sięgnęłam niemal tuż po jego wydaniu. Co ciekawe “Amerykańskie Księżniczki” zapamiętałam zupełnie inaczej, niż wynika z mojej opinii o nich sprzed ponad roku. W mojej głowie zapisały się jako dosyć interesująca książka ze zbyt dużą ilością wątków miłosnych. Okazuje się, że tuż po lekturze miałam nieco gorsze wnioski, a mimo wszystko teraz sięgnęłam po ich kontynuację z przyjemnością. Co z tego wyszło?
Beatrycze zasiada na amerykańskim tronie jako pierwsza w historii królowa. Pełna obaw, niepewna swojej roli obiera pieczę nad państwem. Tymczasem Samanta młodsza księżniczka jest świadoma tego, że nigdy nie będzie dzierżyć takiej władzy, a jednocześnie przez swoją pozycję wciąż jest w świetle reflektorów. Daphne wciąż ubiega się o księcia Jeffersona, a Nina jako przyjaciółka książąt non stop wplątywana jest w ich perypetie.
W tej części dostajemy więcej tego, co otrzymaliśmy już w pierwszym tomie. Czy to źle? Przyznam, że nie wiem. Przy “Amerykańskich Księżniczkach” byłam trochę rozczarowana, bo czego innego oczekiwałam od tej książki. Chciałam intryg, walki o tron i tego typu rzeczy, a dostałam wtedy książkę obyczajową, która kręci się głównie wokół wątków miłosnych (aż czterech!). W przypadku tomu “Jej Królewska Mość” otrzymałam dokładnie to samo, ale wiedziałam czego się spodziewać, byłam na to przygotowana i o dziwo sama tego chciałam. Ta seria jest trochę jak brazylijskie seriale, czytelnik wie, że niczego z niej nie wyniesie, schematy są nieco oklepane, czasem nierzeczywiste, ale czyta się dalej z zapartym tchem i chęcią poznania wydarzeń z następnych stron.
Mam wrażenie, że działo się tutaj znacznie więcej. Akcja była bardzo wartka, a zdarzyły się też zaskakujące zwroty akcji. Nie mogę zatem narzekać również pod tym względem. Jeśli chodzi o bohaterów – są oni dojrzalsi. W pierwszej części widać było, że wszyscy są nabuzowanymi hormonami nastolatkami, teraz podejmują być może trudne, ale dobrze przemyślane decyzję. Za to, że nie stoją w miejscu, jak to się zwykle zdarza, tylko dorośleją z biegiem czasu (tak, jak to powinno wyglądać) ogromny plus.
Mimo całego progresu, jaki nastąpił i tego, że tym razem wiedziałam, z jaką kategorią książkową dane mi będzie się zmierzyć, nie mogę być bezkrytyczna w stosunku do mnogości wątków miłosnych, stąd nieco obniżona nota. Jeśli jesteście zainteresowani książką, to polecam, szczególnie wielbicielom romansów i śledzenia perypetii rodzin królewskich. Pamiętajcie jednak, żeby czytać serię w odpowiedniej kolejności, bo łatwo pogubić się w licznych powiązaniach miłosno-rodzinnych.
Anita Szynal – Wójtowicz