Z klasyką literatury nie zawsze jest mi po drodze. Co prawda starałam się czytać wszystkie lektury (wyjątek stanowił Sienkiewicz – wybaczcie, nie umiem przez niego przebrnąć!), z większości wynosiłam mniej lub bardziej, ale pozytywne odczucia. Nigdy nie bałam się też “potężnych” pozycji, więc teraz – już kilka lat po zdaniu matury, chociaż czytam tylko dla przyjemności, to staram się stopniowo nadrabiać te klasyczne pozycje, na które mam ochotę. Od ponad roku zamierzałam kupić to wybitne dzieło, jakim jest “Hrabia Monte Christo”, ale zawsze było coś pilniejszego w koszyku. Kiedy wreszcie, w pewien wieczór powiedziałam do męża: “Dość! To już za długo trwa. Jutro kupuję Hrabiego.?, rankiem zobaczyłam propozycję jej przeczytania od Wydawnictwa. Los zatem mi sprzyja. A przynajmniej mojemu portfelowi…
W książce poznajemy Edmunta Dantesa, młodego marynarza, który ma wielkie powodzenie w życiu rodzinnym, miłosnym i zawodowym. Posiada przyjaciół, piękną narzeczoną, dumnego ojca, a i w pracy nie jest źle, bo właśnie otwierają mu się drzwi do wielkiej kariery. Szczęście to jednak jest ulotne, ponieważ niektórzy z jego przyjaciół nie są mu tak życzliwi. W dniu zaślubin nieoczekiwanie zostaje aresztowany, a przez ludzi, którzy chcą się wybić i wzbogacić jego kosztem trafia niesłusznie do więzienia jako jeden z najgroźniejszych przestępców.
“Hrabia Monte Christo” został podzielony na dwie części, choć jest to jedna powieść. Podejrzewam, że ze względu na swoje rozmiary ciężko byłoby czytać ją wydaną w jednym tomie. Już przy aktualnych wielkościach jest to nieco utrudnione. W pierwszej części poznajemy początkowe losy głównego bohatera. Tak, jak wspomniałam wyżej, zostaje nam nakreślona historia tego młodego człowieka przed więzieniem. Dużą część czasu spędzamy z nim też we więzieniu, co według mnie jest najbardziej interesującym fragmentem tej opowieści. Książka przedstawia nam również zarys pozostałych postaci związanych z Dantesem i tym, co mu się przydarzyło.
Początkowe kilkadziesiąt stron powieści czytałam z prawdziwą przyjemnością, później nadszedł mały kryzys, ponieważ zmieniło się otoczenie, bohaterowie i nie do końca wiedziałam, do czego to wszystko zmierza. Aż w pewnym momencie cała układanka stworzyła całość. I tak było przez całą książkę – były momenty, w których ciężko było się oderwać od lektury, po czym następował moment spowolnienia, w którym nakreślane były kolejne wątki dołączane do fabuły. Właśnie ta wielowątkowość sprawia, że książka jest wyjątkowa. Taki ogrom (realistycznych!) splotów wypadków następujących jeden po drugim jest niespotykany w ówczesnej literaturze.
Czy byłam zmęczona tak monumentalną lekturą? Muszę przyznać, że chwilami tak bywało. Nie było to jednak zmęczenie wynikające z braku zainteresowania dalszym rozwojem wypadków. Jest to jednak naprawdę potężne dzieło z wieloma wątkami, postaciami, z nieco trudniejszym językiem niż w lekturach, jakie czyta się na co dzień. Co jakiś czas musiałam przerwać czytanie “Hrabiego…” na rzecz czegoś lżejszego, wręcz odmóżdżającego, żeby móc wrócić do niego z nowym pokładem sił i cieszyć się jego ogromem.
Jeśli jeszcze się zastanawiacie, czy warto, to możecie przestać się zastanawiać. Książka jest wybitna i zdecydowanie zasługuje na miano “genialnego dzieła Dumasa”. Czytało mi się ją wybornie i polecam ją wszystkim, którzy żądni są intryg i emocji.
Anita Szynal – Wójtowicz