Na pierwszy rzut oka – wybór jest optymalny. Przenosimy się do USA, na samą północ – do Seattle, a tam pojęcie upału jest hasłem ze słownika wyrazów obcych. Już na samym początku, bez zbędnych wstępów mamy dwa trupy, w dwóch różnych miejscach, zupełnie z sobą niepowiązane, bo co może łączyć naukowca z kelnerką? No nic! A jednak okazuje się, że sprawy te w sposób oczywisty mają wspólny mianownik, a w związku z tym prowadzący, odrębne do tej pory śledztwa muszą się zgrać i razem próbować wyjaśnić oba morderstwa. Domyślać się możecie, że nie będzie łatwo.
Jeśli chodzi o czytanie, też może być różnie, ja jakoś się nie wciągnęłam, ale potrafię dostrzec to, że wielu osobom powieść ta może i na pewno się spodoba. Nie jest to zły kryminał, ale nie każdy musi, jak to się mówi złapać tego bakcyla.
Doceniam zarówno wielowątkowość tej powieści. Zauważam i doceniam wątek obyczajowy i ciekawych bohaterów. Ja to wszystko widzę i naprawdę cenię, ale gdybym miała się rozpisać, książce dostałoby się za to, że jest kryminałem współczesnym, a ostatnio takie mi nie leżą. Za dużo się dzieje, te narkotyki, przemoc, świadomość bezwzględności grup, które mogą obawiać się zdemaskowania… Ja wolę klasykę i retro-kryminały, niemniej naprawdę nie mam zamiaru umniejszać walorów tej powieści.
I w żaden sposób nie będę was zniechęcać. Sądzę, że książka może się podobać.
Mało tego, chętnie sprawdziłabym, co to za serial jest. Musi się cieszyć dużą popularnością skoro doczekał się prequelu, naprawdę jestem zaintrygowana, zwłaszcza, że bohaterowie są na tyle ciekawi, że naprawdę da się coś ciekawego z takiej pary zmontować.