Bohater bez imienia dostaje od swojego syna pamiętnik, na początku nie ma pomysłu co mógłby z nim robić, bo jako człowiek swoich czasów, jest mu obca idea dziennika, miejsca na przelewanie swoich myśli, przeżyć i obaw. Później postanawia uczynić z dziennika świadectwo swego życia właśnie dla syna, dla potomnych, wprawdzie później pomysł ten się rozmywa, ale dzięki wynurzeniom bohatera poznajemy życie typowego człowieka socjalizmu, prymitywnego, poddanego praniu mózgu. To człowiek na stanowisku, ale który uosabia zasadę, że możesz wyjść ze wsi, ale wieś z ciebie nie wyjdzie, oczywiście nie chodzi tu o dosłownie mieszkańca obszaru wiejskiego, ale o typ osobowości, chłopa o ciasnych horyzontach, któremu nowy system dał nieograniczone możliwości, ale nie wpoił mu zasad, nie wykształciła go. Dawna mentalność sprzyja nadużyciom i zamiast pchać go do przodu, ściąga go ku degrengoladzie jego człowieczeństwa.
Naprawdę książka jest głębokim studium człowieczeństwa pewnej epoki, której ja nie doświadczyłam. Pewnie czytałoby się lepiej i szybciej, gdyby główny bohater nie był takim wkurzającym bucem. Ciężko czytać tak refleksyjną książkę o człowieczeństwie, gdy główny bohater jest tak prymitywny i irytujący.
A jednak, uważam, że warto się przemóc i czytać, aby poznać inny świat, inne cudze wartości, które w sumie urągają słowu wartość. Lubię takie książki, chociaż nie są łatwe, ta jest napisana naprawdę w dobrym stylu, inteligentnym, przenikliwym, chociaż jednak należało zachować realizm i uczucie, że czytamy dziennik prymitywnego człowieka, pomimo to autor naprawdę świetnie się sprawił i serwuje nam lekturę mądrą, otwierającą oczy i dającą do myślenia.
Jeśli ktoś by mnie pytał, czy polecam, to powiem, że mimo wszystko, absolutnie tak. Ostatnio czytałam raczej książki lżejsze, ta była oderwaniem od bez-myślenia, na pewno jeszcze będę o niej rozmyślać, może jeszcze wrócę, za jakiś czas by sprawdzić czy wciąż odbieram ją w podobny sposób.