Bardzo podoba mi się okładka najnowszego albumu Hansarda. Znów pojawia się na nim sam muzyk (jak to się stało w przypadku jego pierwszej płyty). Tym razem zdjęcie zostało zrobione z profilu, zza poskrobanej, zniszczonej szyby. Nie można dostrzec wyrazu twarzy muzyka ani żadnych jego emocji. W moim odbiorze, sprawia na tej okładce wrażenie człowieka spoglądającego przed siebie, idącego dalej, nie spoglądającego w przeszłość.
Irlandzki tekściarz na tym krążku starał się wybrnąć z niektórych schematów, w które popadł przez lata. Wydawać by się mogło, że najlepiej sprawdza się w lirycznych balladach, lecz udowadnia, że sprawdza się także w innych rodzajach piosenek. Czasem wpada w swój typowy dramatyczny ton – zarówno w tekstach, jak i w warstwie instrumentalnej, lecz da się zauważyć, że Hansard stara się znaleźć w swojej muzyce coś nowego. \”Didn\’t He Ramble\” to płyta głównie bluesowa, jednocześnie nie dająca się stricte określić gatunkowo. W \”WinningStreak\” wybrzmiewa country, \”McCormac\’s Wall\” to irlandzka ballada, a w \”Her Mercy\” usłyszeć można charakterystyczne dla Beatlesów trąbki.
Nagrywany w różnych miejscach, w różnych studiach album nie razi żadnymi tekstowymi banałami. Pełno w nim nadziei, piosenek skierowanych do przyjaciół oraz rodziny; opowiada o rozwiązywaniu problemów, o radzeniu sobie z trudnościami, o przechodzeniu przez życie z wiarą w samego siebie. W warstwie tekstowej \”Didn\’t He Ramble\” jest naprawdę pozytywny (wystarczy zwrócić uwagę na tytuł krążka), tym bardziej, że nie jest kolejnym krążkiem opowiadającym o niespełnionej miłości czy bolesnym rozstaniu.
Chciałabym kiedyś usłyszeć Glena Hansarda w bardziej rockowej balladzie lub utworze bardziej dynamicznym, ponieważ szczególnie w \”WinningStreak\” usłyszeć można, że ma do tego predyspozycje. Irlandzki muzyk nieco się sepleni, brakuje mu czystości szczególnie, jeśli chodzi o końcówki, lecz w jego przypadku wcale to nie przeszkadza – wręcz przeciwnie – wypada świetnie i bardzo szczerze. Dodajmy do tego jeszcze fascynujące mruczenie, czy śpiewanie \”la din da\”, a okaże się, że Hansard nawet w zgrzytających banałach znakomicie się sprawdza.
Przy całej konsekwentności nagranego albumu również utwory zostały bardzo dobrze ułożone. Płytę otwiera \”Grace Beneath the Pines\”, które idealnie wprowadza słuchacza w klimat albumu. Nieco słabsze bluesowe \”Wedding Ring\” i zdecydowanie wybrzmiewające \”WinningStreak\” poprzedzają jeden z dwóch najlepszych utworów – \”Her Mercy\” (w którym Hansard początkowo właściwie mówi, a nie śpiewa wyznaczając mu łagodny wstęp; w którym przewodzi perkusja i trąbki, a trafione chórki dopełniają całości) oraz \”McCormac\’s Wall\”, czyli owa irlandzka ballada, w której słychać skrzypce. Najmocniejszym utworem nazwałabym zdecydowanie \”My Little Ruin\” – zarówno w warstwie muzycznej i tekstowej, za to najlepiej wpadającym w ucho okazał się \”LovelyDesert\”.
Z pewnością płytą zachwyceni będą wielbiciele \”Once\”, którzy zechcą po raz kolejny spotkać się z niebywałą atmosferą, którą Irlandczyk kreuje za pomocą swoich utworów. Śmiało mogę stwierdzić, że ta płyta nie ma słabszych momentów, nie da się w niej usłyszeć nieprzyjemnych zgrzytów i nie można jej zarzucić braku pomysłu. Glen Hansard przez \”Didn\’t He Ramble\” pokazał, że przez 25 lat na scenie nie trzeba się wypalić, a tylko wciąż wpadać na nowe pomysły – na swoją muzykę i samego siebie.
Ewa Nowicka