Sasza Hady, blogerka i autorka
dwóch książek (\”Morderstwo na mokradłach\”, \”Trup z Nottingham\”) dotychczas
podczas tworzenia inspirowała się kryminałami Agathy Christie. W najnowszej
książce zdecydowała się osadzić akcję w środowisku, które bardzo dobrze zna – w
firmie tworzącej gry komputerowe. Jaki był efekt?
Gdzieś mroźnej, dalekiej Kanadzie
Noah Finnley z trudem brnął na psim zaprzęgu przez śnieg, coraz ciaśniej
otaczany przez wygłodniałe wilki. Gdy myślał, że już nie ma szans na ratunek,
nagle… Stop! Nie chcę zdradzać fabuły gry z takim trudem tworzonej w studiu
Nasty Oranges. Marcin, nowo zatrudniony producent, dotychczas niezwiązany z
branżą gier komputerowych, zamiast organizować pracę i poganiać swój team,
próbuje rozwiązać tajemnicę zniknięcia Jaśka Ritmeijera, jedynej osoby, która miała
wizję obecnie tworzonej gry. Co dziwnie, pozostałe osoby w firmie wydają się
beztrosko nie przejmować jego przedłużającą się nieobecnością, żyjąc w swoim
kompletnie zwariowanym świecie pełnym crushów
i crunchów (dziwne słowa, prawda? Na
szczęście na końcu książki jest słowniczek gwary gamedevowej). Nie obchodzi ich
kolega? Nie zależy im na grze? Ktoś w końcu musi znaleźć rozwiązanie naglących
problemów. Tym człowiekiem postanawia być Marcin.
\”Na końcu wchodzą ninja\” to lekki
kryminał, zabawny i pomysłowy. Sasza Hady wprowadziła do fabuły mnóstwo
postaci, które krótko przedstawiła na pierwszych stronach powieści, dzięki
czemu nie gubiłam się w takim natłoku osób do zapamiętania. Wspomniany już
przeze mnie słownik słów z branży został umiejscowiony na końcu książki i
okazał się bardzo przydatny podczas czytania. Główni bohaterowie powieści to
pracownicy firmy Nasty Oranges, aktualnie zajmujący się tworzeniem kolejnej
części ich kultowej gry, części, która ma przebić wszystko, co do tej pory wyprodukowali.
Wszystko idzie dobrze (może to za mocne słowo, wszystko idzie jak zwykle), gdy
nagle znika główny pomysłodawca najważniejszego wątku gry, Jasiek Ritmeijer. Początkowo
mało kto się przejmuje jego zniknięciem, później zostaje zatrudniony Marcin,
który za punkt honoru stawia sobie uratowanie gry. Najpierw zajmuje się
poszukiwaniami Jaśka, potem zaczyna sypać kolejnymi pomysłami.
Autorka z humorem przedstawiła
grupę tworzącą gry komputerowe. Wykorzystała stereotypy, by stworzyć zabawne
sceny i bardzo charakterystycznych bohaterów, a przy tym wzbudzających
sympatię. Do tego dodała osoby spoza branży (powiem Wam w tajemnicy, że mole
książkowe bardzo szybko polubią jedną z bohaterek), by trochę namieszać w tym
dość hermetycznym i samowystarczalnym światku. Nieustannie zastanawiało
mnie, co w powieści było dziełem wyobraźni autorki, a co mogło rzeczywiście
wydarzyć się w miejscu, w którym pracuje. Sasza Hady umiejętnie budowała napięcie
i przenosiła akcję na inny wątek, urywając w najciekawszym miejscu. Przy
tej książce nie sprawdziła się metoda czytania pt. \”jeszcze tylko jeden
rozdział\”, bo po każdym rozdziale nabierało się większej ochoty na kolejny. Nieprzewidywalność
jest mocną stroną tej powieści, do końca nie wiedziałam, jak ta historia może
się potoczyć, często bywałam zaskakiwana.
Niewyjaśnione zaginięcie, tajemnicze
spotkania, niemoralne zakłady, nierealne terminy, tony pizzy i hektolitry
kawy ? to wszystko złożyło się na świat, który z dużym żalem opuszczałam.
Spędziłam miło czas, bardzo dobrze się bawiąc podczas czytania tej książki,
dlatego z czystym sumieniem mogę ją polecać.
A co z ninja? Przekonajcie się sami!
Jagoda Miśkiewicz