W twórczości Petera Ackroyda ogromną rolę odgrywa jego rodzinne miasto, Londyn. Fascynacja życiem metropolii, jej przestrzenią, historią, kulturą, mieszkańcami, widoczna jest w niemal każdym z jego dzieł – wystarczy wspomnieć choćby \”Londyn. Biografia\” czy \”Londyn podziemny\”. \”Golem z Limehouse\” na pierwszy rzut oka wydaje się powieścią zupełnie innego rodzaju – zerknięcie na opis wydawcy sugeruje historię do złudzenia przypominającą tę o Kubie Rozpruwaczu, zwłaszcza, że zgadza się i czas akcji, i modus operandi: oto w nędznej, portowej dzielnicy Londynu grasuje psychopata, za ofiary obierający sobie głównie tamtejsze prostytutki, ochrzczony przez prasę mianem Golema z Limehouse.
Jednakże główny wątek powieści to – paradoksalnie – tylko jeden z jej aspektów, Ackroyd bowiem ponownie złożył hołd ukochanemu miastu, które, w wiktoriańskiej odsłonie, niemal niepostrzeżenie wyrasta na jednego z pełnoprawnych bohaterów książki.
Pod koniec XIX wieku londyńską dzielnicą nędzy wstrząsa seria makabrycznych zbrodni, których ofiarami padają prostytutki, lecz nie tylko: morderstwo żydowskiego uczonego w jego własnym domu sprawia, że prasa i opinia publiczna nadają sprawcy miano Golema z Limehouse. Zabójca z okaleczonych ciał ofiar tworzy kompozycje, będące dlań dziełami sztuki, pozostaje nieuchwytny dla policji, zaś jego pomysłowość i okrucieństwo przerażają mieszkańców i rozpalają już i tak podkręconą wyobraźnię pospólstwa. W tej atmosferze powszechnej grozy poznajemy niejaką Elżbietę Cree, byłą aktorkę teatralną, która zostaje skazana na śmierć przez powieszenie za morderstwo męża i śledzimy jej losy od trudnego dzieciństwa spędzonego u boku znienawidzonej matki, poprzez lata scenicznej kariery pod okiem najpopularniejszego ówczesnego komika Dana Leno, po małżeństwo z krytykiem teatralnym, Johnem Cree. Czytelnik ma także wgląd we fragmenty pamiętnika samego mordercy, psychopaty, któremu udaje się zwieść wszystkich, włącznie z policją, traktującego swój ponury proceder jako pewnego rodzaju misję i formę sztuki.
Jednocześnie obserwujemy działania policji próbującej ustalić tożsamość Golema z Limehouse; tropy prowadzą do mężczyzn rzeczywiście w pewnym sensie powiązanych z serią morderstw, a raczej z ich sprawcą; są nimi: nie kto inny, jak sam Karol Marks, pisarz George Gissing oraz aktor nazywany \”najzabawniejszym człowiekiem świata\”, Dan Leno – a więc postaci historyczne, które znalazły się jednak w powieści nieprzypadkowo. Poza tym, że odgrywają swoją rolę w wątku kryminalnym, ich obecność, a raczej to, czym się zajmują, podkreśla wymowę powieści, wpisując się doskonale w wizję autora.
Gissing, pisarz – naturalista, który w swoich utworach ukazywał niszczące konsekwencje nędzy i żywo interesował się wynalazkiem Charlesa Babbage?a – maszyną liczącą – oraz jego teorią, w myśl której można by ją wykorzystać do przeciwdziałania biedzie i wynikającej z niej demoralizacji, zagłębiający się w najbardziej nędzne i szemrane zaułki Londynu w poszukiwaniu natchnienia; Marks, ze swoją troską o robotnicze masy, sytuację klasy pracującej i teorią wyzysku, które znalazły wyraz w jego działalności publicystycznej i agitacyjnej; Dan Leno i środowisko aktorów ogólnie, swoimi spektaklami zaspokajające niewybredne, prostackie gusta i pragnienie sensacji tłumów – wszystko to służy podkreśleniu ponurej atmosfery i ukazaniu prawdziwego oblicza wiktoriańskiego Londynu, ogromnych różnic społecznych, sytuacji biedoty i beznadziejności jej losu, postępującej degrengolady będącej wynikiem straszliwej nędzy; miasta ponurego, szarego i dusznego, gustującego zarówno w taniej rozrywce, jak i brutalnych morderstwach; nieprzypadkowo w powieści Ackroyda te dwa aspekty rzeczywistości będące pożywką dla pospólstwa egzystują obok siebie, a nawet się zazębiają: zbrodnia naśladuje teatr (w końcu w chorym umyśle zbrodniarza morderstwo jest formą sztuki, czemu daje wyraz w kompozycji miejsca zbrodni), zaś sztuka nawiązuje do motywów związanych z przemocą i morderstwem (odtwarzanie tych scen na deskach teatru ma ogromne wzięcie wśród publiczności). Tak więc \”Golem z Limehouse\” to niezwykle naturalistyczny, bogaty i sugestywny portret wiktoriańskiego Londynu, ukazujący prawdziwe oblicze dziewiętnastowiecznego społeczeństwa, a jednocześnie wyraz uznania dla tego przejawu ówczesnej kultury, jakim był teatr popularny. Ackroyd zagłębia się w ten świat z niekłamaną pasją, fascynacją i ogromnym znawstwem tematu, świadczącym o imponującej, rzetelnej wiedzy; zwracając nań uwagę, tym samym przywraca mu blask, traktuje jako pełnoprawny, integralny element wiktoriańskiej kultury, podkreśla ogromną rolę, jaką odgrywał w życiu mas, przydając teatralności i dramatyzmu pewnym elementom fabuły – popełnianym morderstwom czy losom bohaterów.
Również wątek kryminalny, intrygujący sam w sobie, służy nadrzędnemu celowi autora – ukazaniu ciemnego oblicza XIX-wiecznego Londynu. W konstrukcji fabuły zwracają uwagę udane eksperymenty narracyjne -rozgrywające się wydarzenia i retrospekcje bohaterów ukazane są z różnych punktów widzenia, za pomocą zmiennej narracji, co dodatkowo przykuwa uwagę czytelnika i urozmaica fabułę. Rozpoczyna ją scena egzekucji Elżbiety Cree, skazanej za morderstwo męża na śmierć przez powieszenie; wraz z rozwojem akcji dowiadujemy się więcej o samej bohaterce – dzięki narracji pierwszoosobowej poznajemy jej losy, zaś naszą wiedzę na ten temat uzupełniają zapisy z przesłuchań oskarżonej. Ponadto, dzięki fragmentom pamiętnika mordercy, poznajemy jego sposób myślenia, trawiące go szaleństwo, metody działania, a także to, jak udaje mu się wywieść w pole policję, opinię publiczną i prasę, pozostając bezkarnym; z kolei szczegóły policyjnego śledztwa, sylwetki podejrzanych, powiązania między nimi, reakcje społeczeństwa i ponurą atmosferę miasta poznajemy dzięki zastosowaniu narracji trzecioosobowej. Efekt tego narracyjnego eksperymentu jest wyjątkowo udany, ale i to nie koniec atrakcji, jakie przygotował autor dla czytelnika; otóż okazuje się, że wszystko, czego dowiadujemy się o morderstwach i ich sprawcy łącząc nici fabuły, zostaje ostatecznie postawione na głowie; co prawda wnikliwy czytelnik szybko domyśli się tożsamości zbrodniarza, wykorzystując wskazówki ukryte w treści, jednak świadomość ta zupełnie nie psuje przyjemności z lektury, a wręcz pozwala docenić przewrotność konceptu Ackroyda.
\”Golem z Limehouse\” to nie tylko intrygująca, przywołująca skojarzenia z opowieścią o Kubie Rozpruwaczu, ciekawie poprowadzona historia kryminalna, to powieść wielowymiarowa, wyraz uwielbienia dla ukochanego miasta; to naturalistyczny, bogaty i sugestywny, porażająco prawdziwy, jak u Dickensa, portret wiktoriańskiej metropolii i ówczesnego społeczeństwa, czy raczej jego najbiedniejszej warstwy, żywiącej się tanią sensacją i makabrą, obecnymi w jej życiu na różne sposoby: dosłownie, jako pełna grozy proza życia i w formie spektakli, pełniących rolę katharsis, dających ujście emocjom – choć nie najwyższych lotów, jednak nadal spełniających funkcje, jakie zwykło się przypisywać sztuce. I choć książka liczy sobie zaledwie trzysta stron – jest niezwykle treściwa, doskonale przemyślana i rewelacyjnie napisana: Ackroyd potrafi przekazać swoją wizję czytelnikowi, stworzyć atmosferę wprost wylewającą się z kart powieści i udzielającą się odbiorcy, przywiązującym dużą wagę do szczegółów, z których każdy ma jasno określone znaczenie i pełni konkretną funkcję w fabule. To znakomita powieść oddająca ducha wiktoriańskiego Londynu, mentalność ówczesnego społeczeństwa, a także wyraz fascynacji epoką i jej kulturą w najbardziej nieoczywistych przejawach.
Karolina Małkiewicz