Nauczyciel. Zawód z
przesłaniem, misją, jaką jest niesienie kaganka oświaty i szczepienie w młodych
umysłach chwalebnych i szczytnych idei. Brzmi dumnie, prawda?
Współczesna praktyka pokazuje
jednak zupełnie coś innego. Praca nauczyciela coraz częściej przypomina przykrą
pańszczyznę i orkę na ugorze, który tonie pod wzburzonymi falami papierów,
sprawozdań i planów. Oprócz tego, mało kto zdaje się mieć świadomość, że
nauczyciel to prywatnie współmałżonek, rodzic, przyjaciel, człowiek, który, tak
jak każdy, ma prawo się zmęczyć, zachorować, mieć plany, marzenia i
fantazje.
Neil Clarke jest zwyczajnym
nauczycielem pracującym w gimnazjum. Jest totalnie przeciętny, żeby nie
powiedzieć fajtłapowaty. Mieszka sam, a do towarzystwa ma tylko psa Dennisa. Od
roku próbuje napisać książkę i po cichu podkochuje się w sąsiadce Catherine.
Nic nie wskazuje, aby w jego życiu miało się coś zmienić i wtedy właśnie ta
zmiana następuje.
Oto istoty z odległej galaktyki
decydują się obdarzyć wybranego Ziemianina mocą boską. Od tej chwili wystarczy,
że Neil skinie ręką, a rzeczywistość natychmiast dopasowuje się do jego
pragnień. Uczniowie są nieznośni? Można odesłać ich na tamten świat, albo
ugrzecznić do granic możliwości. Najbliższy kolega szuka dziewczyny? Zróbmy z
niego bóstwo, (dosłownie). Chcemy mieć piękne ciało? Nic trudnego. Marzymy, by
urocza sąsiadka zachwyciła się naszą zupą? Banał.
Filmowy bohater szybko
przekonuje się, że w dysponowaniu boską mocą najważniejsza jest życzeniowa
precyzja, słowem trzeba uważać, czego sobie życzymy i co z tym chcemy potem
zrobić. To trochę, jak z efektem motyla. Każde życzenie, dla nas pozornie bez
znaczenia, ma swoje odbicie w rzeczywistości i wpływa na życie innych, często
doprowadzając do lawiny kłopotliwych i przykrych wpadek. Bycie wszechmocnym
może jest i fajne, ale czy jest w porządku wobec tych, których kochamy?
W istnym zalewie dziwacznych
wypadków bohater będzie musiał się zmierzyć nie tylko z boską
odpowiedzialnością, ale przede wszystkim zdecydować, co jest dla niego lepsze:
bycie boskim, czy po prostu fajnym facetem.
Jeśli potraktować film jako
czasoumilacz na popołudnie lub wieczór spokojnie on taką rolę spełni.
Pośmiejemy się z wydarzeń prowadzących często aż do granic absurdu, a mądry,
gadający pies Dennis i urocza Kate Beckinsale dopełnią całości. Nie
należy się jednak spodziewać historii w stylu Bruce\’a czy Evana Wszechmogącego.
Czego dusza zapragnie fabularnie
zmierza w zupełnie inną stronę, a humor i gagi bardzo przypominają swoim
klimatem Monty Pythona, co, jak wiadomo, nie każdemu może się spodobać.
Mimo wszystko mamy tu fajną
historię, niegłupiego bohatera i całkiem fajną puentę, z dość ciekawym
zakończeniem. Dlatego spokojnie mogę polecić film widzom szukającym dla siebie
lekkiej, przyjemnej rozrywki na świąteczne dni.
Edyta Krzysztoń