Och
Targi, Targi i po targach, więc można przegapić debiut litercki
Katarzyny Czajki, znanej bardziej jako zwierz popkulturalny. Gdy
usłyszałam, że wydaje książkę, byłam zaintrygowana, rzadko
czytam zwierzowego bloga, a jeszcze obstawiłam, że to będzie
kryminał. Nie wiem, do zwierza pasował mi kryminał. Książka
miała być o kinie, to trochę nie moja bajka, dlatego też rzadko
do zwierza zaglądam. Zaczęłam czytać w niedzielę, tydzień temu…
naprawdę, szło mi jak po grudzie, na Targach jeszcze usłyszałam,
że ukazała się już jedna krytyczna recenzja i przestraszyłam
się, że no będzie ciężko. Wprawdzie sama P.T. Autorka pozwoliła
się zhejtować, ale tak kurczę głupio po kimś jechać,
uśmiechając się uprzednio. Nic to, włożyłam książkę do
torebki i uznałam, że tym razem PKP zmusi mnie do finiszu.
Historia
zaczyna się jeszcze pod zaborami. Dwóch młodzieńców, Adam i
Marian, Polak i Żyd(bo Marian naprawdę nazywa się Mordehaj)
postanawiają zainwestować w wynalazek braci Luminere, bo nadarzyła
się okazja, jest Francuz, który chce w ten biznes wejść, ma o tym
pojęcie, potrzebuje jeno inwestorów. Panowie są zainteresowani,
chociaż Marian bardziej, Adam jest ten sceptyczny, a że Adam
właśnie dostał spadek i ma trochę grosza, ojcowie ich zaś, obaj
świetni adwokaci(prywatnie również przyjaciele), wyklęli ich za
to iż Adam i Marian zostali relegowani ze studiów prawniczych.
Pomysł w tamtych czasach ryzykowny, ale obaj panowie wchodzą w
niego z typowo młodzieńczą naiwnością, nie zdają sobie sprawy
co przyniesie nowe stulecie, ile przeszkód na swojej drodze będą
musieli pokonać. Kino zmieni ich życie.
Tak
wiem, że streszczenie fabuły jest denne i miałkie, ale cóż, ja
do wczoraj uważałam, że w tej książce nic się nie dzieje. Ona
nie jest ani kryminałem, ani romansem, a jako obyczajówka jest
specyficzne. Początki polskiego kina, dosyć hermetyczny temat. I
gdy czytałam z przerwami, to szło mi kiepsko, bo tam nie ma takiego
wątku, który by klasyfikował tę książkę. Ona jest po prostu o
dwóch panach, którzy prowadzą kino.
Gdy
byłam już za połową, odkryłam na czym może polegać zachwyt nad
tą książką. Tak Ci panowie prowadzą kino, walczą z biurokracją,
podatkami, a przede wszystkim z tym, że każdy ma inny charakter, a
mimo to się uzupełniają. Ich przyjaźń pozwala im przetrwać
burzliwe chwile pierwszej połowy XX wieku, kryzysy, problemy,
historyczne zawieruchy. Ta męska przyjaźń jest tak wzruszająco
piękna, że w kilku miejscach miałam łzy w oczach, a nigdy bym nie
przypuszczała, że ta Autorka, napisze książkę, przy której będę
płakała.
I
muszę odszczekać, że mi się nie podobała, bo owszem był moment
gdy czekałam, aż coś się wydarzy i bałam się, że umrę z
nudów, jeśli nic się nie stanie. Nic tak spektakularnego, tego
jakiegoś BUM nie było, ale i tak jestem bardzo na tak. Załzawione
oczy, zdziwione spojrzenia współpasażerów. Było warto!
Katarzyna Mastalerczyk