Kiedy rodzina
Courtlandów wyjeżdża
na urlop w Góry Skaliste, nic nie zapowiada tragedii. Odnosząca
znaczące sukcesy w
bieganiu 18-letnia Caitlin, jak co rano wstaje z łóżka,
zabiera młodszego brata i
idzie biegać. Jej
organizm aż się
do tego rwie, bieganie jest jej życiem.
Kilka godzin
później zaskoczeni
rodzice odbierają telefon
od miejscowego szeryfa z wiadomością,
że ich nastoletni syn
miał wypadek i w stanie
ciężkim trafił
do szpitala. Po Caitlin ślad
zaginął, tak jakby jej
tam nigdy nie było.
Od tej pory,
przez najbliższe trzy
lata, towarzyszymy rodzinie Courtlandów i obserwujemy co dzieje się
z nimi po porwaniu. Z czasem pojawiają
się też
rozdziały dotyczące
Caitlin, choć są
to informacje bardzo szczątkowe.
Jeśli
potraktujemy tę książkę
jak thriller, jak to sugeruje opis z tyłu
okładki, to wyrządzimy
tej historii krzywdę.
Spodziewający się
thrillera czytelnik będzie
zwyczajnie rozczarowany. Nie ma tutaj ani napięcia
typowego dla tego gatunku, ani rozwiązań
fabularnych, a już na
pewno nie znajdziemy tu pogłębionej
analizy postaci. To, co najbardziej ceni się
w tym gatunku, to przecież
wgląd w motywy porywacza,
obserwowanie jego pokręconej
logiki, jego relacje z ofiarą.
Tak samo nie dowiemy się,
o czym myśli Caitlin, jak
wyglądały
jej pierwsze dni i miesiące
po porwaniu. To wszystko otacza kurtyna niewiadomego, co tylko
dodatkowo potęguje
realizm całej historii.
Jak dla mnie
thrillera mamy tutaj tylko drobne elementy, natomiast lwia część
fabuły, to dramat. Dramat
rozpadającej się
rodziny, która staje w obliczu bezradności,
bo nie ma już niczego co
mogłaby zrobić,
aby choć trochę
przybliżyć
się do odnalezienia
córki, która już być
może nie żyje.
Uderza marazm, jaki szybko ogarnia otoczenie, gdy tylko opadną
pierwsze emocje. Początkowo
porwaniem żyją
wszyscy. Sprawa nie schodzi z pierwszych stron gazet, trąbi
się o tym w telewizji i
radio, wszędzie widać
plakaty ze zdjęciem
zaginionej, panuje ogromne poruszenie. Przychodzi jednak w końcu
taki moment, gdy sprawa po prostu staje w martwym punkcie, a jedyni
ludzie, którzy wciąż
szukają, myślą,
mają nadzieję,
to członkowie rodziny.
Dla pozostałych porwana
staje się już
tylko \”tą
dziewczyną, co to porwano
rok, dwa lata, trzy lata temu\”. Czas biegnie, otoczenie
pogrąża się
w obojętności
zapomnienia. Każdy z
członków rodziny
Cortlandów na swój sposób radzi sobie z zaistniałą
sytuacją.
Grant pozostał
na miejscu, jako ten, który ma doglądać
dogorywających
poszukiwań. Stopniowo
zaczyna być traktowany
jak dziwak. Angela wróciła
do domu i ewidentnie z niczym sobie nie radzi. Matka pamięta
najdłużej
i patrząc na bohaterkę,
jestem w stanie się z tym
zgodzić. Nie pomaga jej
ani powrót do pracy, ani azyl domowego zacisza, bo nic już
nie jest takie, jak przed zaginięciem
córki. Syn, jedyny świadek
porwania, bo bolesnym wejściu
w dorosłość,
nie umie sobie znaleźć
miejsca. Pakuje się w
kłopoty, balansuje na
granicy prawa, bywa w miejscach, które mogłyby
go naprowadzić na jakiśślad tamtego człowieka.
Istnieją
przypadki, gdy po latach odnajduje się
już tylko szczątki
ofiary, bywa, że turyści
przypadkowo odnajdują
ciało takiej osoby. W
większości
takich sytuacji, do odnalezienia porwanej nigdy nie dochodzi.
Porywacz, który opanował
tę sztukę
do perfekcji, zbyt dobrze się
maskuje swoją
przeciętnością,
zwykłością,
które sprawiają, że
jest poza podejrzeniem. Jak będzie
w przypadku porwania córki Courtlandów? Najlepiej przekonać
się samemu, choć
przypominam: trzeba się
przygotować na wolne
tempo opowiadania, ponury klimat i dość
długie przestoje związane
z prezentowaniem sytuacji, pozornie bez związku
z wątkiem głównym.
Wszystko to jednak wynagradza dobrze skonstruowane zakończenie,
które dosłownie wbija
czytelnika w fotel.
Dlatego, jeśli
sięgniecie po powieść
Johnstona, to z nastawieniem na dramat, a wtedy będziecie
zadowoleni z lektury.
Edyta Krzysztoń