Staram
się walczyć z reklamami. Czasami z przekory nie kupuję czegoś, co
jest wszędzie reklamowane. Niestety jestem również podatna na
porównania do książek/filmów, które znam i kocham i chociaż
staram się nie ulegać, to niestety, prędzej czy później kończy
się na tym, że nie umiem się powstrzymać. Zwłaszcza, gdy ktoś
reklamuje książkę, porównując ją do mojego wielkiego odkrycia
ostatnich lat, czyli serialu Downton
Abbey,
przeczytałam już kilka książek, mających zabrać mnie do tamtego
świata. Jedne były świetne, inne mniej, a co z Cavendon
Hall?
No to posłuchajcie.
Cavendon
Hall, jest imponującą rezydencją, gniazdem jednego z
najznamienitszych arystokratycznych rodów w Anglii. Od pokoleń w
tym domu mieszkali Inghamowie i od pokoleń służą im Swannowie,
związani z rodziną nienaruszalną przysięgą lojalności. Jest
schyłek epoki edwardiańskiej, w tym starym domu wszystko idzie
ustalonym torem, o określonych porach podaje się posiłki, upływ
czasu wyznaczany jest przez sezonowe przyjęcia. Wszystko jest
poukładane i dostojne. Inghamowie mają szóstkę dzieci i właśnie
planują ślub córki Daphne, najlepiej z synem jakiegoś księcia,
co wzmocniłoby renomę domu. Nie zdają sobie sprawy, że ich
uporządkowany świat niebawem runie, że tak wiele się zmieni i że
plama z atramentu na koronkowej sukni, nie będzie już największym
problemem.
Pisanie
powieści osadzonych w epoce edwardiańskiej nie jest rzeczą prostą.
Te lata nie są tak pruderyjne, jak epoka wiktoriańska, ale nie był
to już czas o tak swobodnych obyczajach, jak współcześnie,
tymczasem, mam wrażenie, że autorka chwilami popłynęła. I język
i zachowanie się bohaterów, zbyt jest bliskie współczesności.
Mam też wrażenie, że bohaterowie cierpią, z powodu bardzo
pobieżnego opisania ich charakterów, nie mamy szansy ich poznać.
Właściwie o siostrach hrabiostwa wiemy, że mają niebieskie oczy,
bo to powtarza się dosyć często. Widziałam, na instagramie, że
są kontynuacje, więc liczę, że dowiem się kilku rzeczy, później.
Książkę
czyta się dobrze i szybko, nawet przedłożyłam dokończenie jej
lektury nad wyjście ze znajomymi. Mam wrażenie, że pomysł na
powieść bardzo ewoluował w umyśle autorki i ona nie do końca nad
nim zapanowała, skutkiem tego zakończenie trochę jest wymuszone,
miejscami się ciągnie. Trochę szkoda, bo początek był
obiecujący.Naprawdę rodem z serialu, później trochę się to
rozmyło, ale było sporo pięknych, motylkowych, poruszających
momentów, więc absolutnie nie pozwalam skreślać tej książki
lekką ręką.
Nie
jest takim wiernym opisem epoki, ale opowiada o przeróżnych
perypetiach, ludzi, którzy ze względu na swój status materialny
nie powinni mieć żadnych trosk, a jednak zawiłości fortuny, nawet
ich nie omijają. Sądzę, że miłośniczkom nieco lżejszych
romansów, chociaż z dramatycznymi wątkami, książka przypadnie do
gustu.
Katarzyna Mastalerczyk