Gdy
ujrzałem tytuł tej książki od razu wiedziałem, że muszę ją
mieć. Świetna okładka trochę złagodziła gorycz związaną z
objętością. To tomisko ma blisko pięćset stron! Już pierwsze z
nich zdradzają, że coś z tą książką historyczną jest nie tak.
Krótkie rozdziały szarpią historię i ciągle gdzieś przeskakują.
Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Raz poznajemy Melanie, by
dwie strony dalej poczytać o małym Wojtku, a to nie koniec
atrakcji. Od razu zdradzę, że książka nie jest historycznym
dokumentem, to po prostu powieść z niezbyt prawdziwymi bohaterami,
ale w bardzo realnych wydarzeniach historycznych. Zresztą dowiecie
się o tym, zerkając na tył okładki, czego ja oczywiście nie
uczyniłem. Gdybym to zrobił to pewnie nigdy bym tej książki nie
przygarnął i bardzo bym żałował.
Autorka
poświęciła wiele czasu studiowaniu nieprzebranych ilości
wspomnień, pamiętników i dzienników żołnierzy oraz cywilnych
uczestników tamtych wydarzeń. No właśnie, jakich wydarzeń?
Poznajemy naszych bohaterów, których losy splatają się w bardzo
dziwny sposób dzięki armii Generała Andersa. Od kolejowych
transportów z łagrów do formującej się na \”kakukazie\”
armii, przez arabskie pustynie po włoską ziemię i dalej do Anglii
z Edynburgiem na czele, gdzie kończy się nie tylko los kaprala
Wojtka, ale także i cała powieść.
Nie
mając doświadczenia w czytaniu powieści, bo jest to moja pierwsza
powieść nie będąca lekturą, powiedział bym, że głównymi
bohaterami są dwaj przyjaciele Michał i Franek. Pierwszy to
intelektualista, a przede wszystkim oficer pacyfista. Franek
natomiast jest zwykłym prostym chłopakiem. Zaprzyjaźnili się w
łagrze i obiecali sobie, że razem wrócą do Polski. Ich perypetie,
ale także postaci pobocznych czasami są śmieszne, czasami
straszne, ale zawsze emocjonujące. Ich losy wplecione są w
prawdziwe wydarzenia związane ze szlakiem bojowym armii Andersa i
nie tylko. Bohaterowie żywo i emocjonalnie komentują to, co się
dzieje. Otwarcie mówią o tym, co spotkało ich w Rosji Radzieckiej.
To fakt, nie jest to książka historyczna, jednak daje ona wiele
czytelnikowi. Dzięki sprytnemu zabiegowi autorki jacyś tam
uciekający z łagrów anonimowi Polacy dostali osobowość, co
prawda fikcyjną, ale popartą olbrzymią analizą wspomnień. Jako
czytelnicy poznajemy ciężkie i dramatyczne losy ludzi, którzy
próbują wrócić do ojczyzny, którzy próbują przeżyć. Ponadto
dzięki dobremu prowadzeniu tej historii nie można się od niej
oderwać ani na chwilę. Losy przedstawionych postaci stają się nam
bliskie, żyjemy z nimi, współczujemy i staramy się zrozumieć.
Dzięki tej lekturze ten trudny rozdział historii Polski staje się
bliższy i na pewno nie jedną osobę zachęci do zagłębienia się
w losy armii Andersa i jej szlak bojowy.
Książka
nie jest śmieszna, początkowo wydaje się chaotyczna, ale po chwili
wszystko staje się tak przystępne, że bardzo trudno się od tego
oderwać i ciężko nie przeżywać tego z bohaterami. Czasami jest
nudno, opis walk mógłby być trochę mocniejszy, dłuższy, ale
jest naprawdę dobrze. Nie potrafię wyjaśnić, co w tej książce
jest tak dobre, co sprawia, że czytało mi się ją tak dobrze, może
po prostu ma to coś. Podsumowując Wojtek z Armii Andersa to żadne
opracowanie historyczne, choć historię tu liźniemy i się na pewno
nią zainteresujemy. Tytuł powieści jest bardzo mylący, bo samego
misia jest w niej jak na lekarstwo, ale dawkowany jest ono nam przez
całą książkę dość regularnie. To \”oszustwo\” na pewno
przyciągnie dużo osób i jeśli mimo wszystko zdecydują się tę
pozycję przeczytać, to się nie zawiodą. Miłość, przyjaźń i
wojna to chyba uniwersalne elementy przepisu na dobrą książkę, a
jak podamy to w tak fajny sposób i przyprawimy odrobiną kaprala
Wojtka, to sukces być murowany. Ech, może zachwyciłem się dziełem
Martyny Miklaszewskiej, bo to moja pierwsza powieść? Na pewno
polecam tę pozycję, by zapoznać się z powodami emigracji Polaków
do Iranu, która w dobie ostatnich wydarzeń jest poruszana dość
często.
Artur
Borowski