Wizualnie ta książka wzbudza mój smutek. Mała, w skromnej, nierzucającej się w oczy okładce. W księgarni na pewno łatwo ją przegapić w zalewie rzeczy napisanych słabiej, ale lepiej reprezentowanych graficznie. Z drugiej strony – \”Matka swojej córki\” to nie jest książka dla ludzi, którzy oceniają po okładce, podobnie jak cała twórczość Żytkowiak.
Historia przedstawiona w powieści to dość prozaiczny i na pozór banalny wycinek z życia współczesnej Polki – Niny. Nina nałogowo pije, ale jej alkoholizm nie staje się przyczyną, lecz skutkiem postępującej degeneracji kobiety i jej relacji z bliskimi. Autorka w detalach, niczym w reportażu z trzewi zamiatanej pod dywan patologii, opisuje toksyczne relacje Niny z partnerami i jej pozbawione miłości ślepe oddanie kolejnym mężom. Te związki rzutują na stosunek Niny do jej młodszej siostry, Zyty, ale przede wszystkim – na jej relację z córką, Joanną. Żytkowiak portretuje trudne stosunki rodzinne, tym trudniejsze, że pełne wzajemnego niezrozumienia i pozbawione empatii, a przede wszystkim: bez jasnego artykułowania własnego bólu. Wspomnienie niechcianego prezentu gwiazdkowego urasta do rangi symbolu wszystkiego, co dzieli Ninę i Joannę – a pogłębiająca się choroba alkoholowa matki wzbudza w córce i odrazę, i – mimo wszystko – współczucie. Tylko czy litość to dobry fundament dla pojednania, skoro Joanna obwinia Ninę nie tylko o bycie złą matką i żoną, ale także o wpojenie jej tych samych, patologicznych wzorców?
\”Matka swojej córki\” nie jest łatwą książką i z pewnością nie jest książką, która zachwyca – czy to emocjami, czy to barwną fabułą, czy wreszcie odkrywczym podejściem do tematu. To jedna z tych pozycji, na których przetrawienie i zrozumienie potrzeba czasu, i które lepiej ocenić na chłodno. Żytkowiak nie odkryła swoją powieścią Ameryki – ale z pewnością wypełniła dziurę między naturalistycznym noir z najciemniejszych zaułków polskich miast mniejszych i większych a nieco wyidealizowaną wizją współczesnej polskości. \”Matka swojej córki\” jest o życiu nam bliskim, o tym, że alkoholizm nie jest przypadłością zarezerwowaną dla mieszkańców slumsów, a także o tej bardzo szerokiej warstwie społeczeństwa między biedą a bogactwem. Pisarzy zwykle fascynują skrajności, natomiast Żytkowiak zgrabnie zagospodarowuje środek.
Kuleje kompozycja tej historii. Narracja Niny przytłacza, a punkt widzenia Joanny wydaje się upchnięty na siłę i nie może stanowić realnej przeciwwagi dla historii matki. Finałowa scena symbolicznego spotkania obu bohaterek z kolei przebiega zbyt szybko (zwłaszcza wobec stosowanej z lubością na przestrzeni powieści retardacji akcji, gdy uwaga czytelnika skupia się na detalu wystroju lub pojedynczej czynności), przez co puenta wydaje się nierozwinięta, dopisana na kolanie. Brakuje płynnego przejścia między osobnymi narracjami matki i córki i spotkaniem się ich opowieści w jednym punkcie, przez co wytraca się autentyczność całej historii. Pewnym problemem była dla mnie także skłonność Żytkowiak do łopatologicznego wykładania niektórych kwestii. Chociażby wspomnienia Joanny, w których porównuje swoją i matki reakcję na nietrafiony prezent gwiazdkowy, zostały opatrzone zbędnym, moim zdaniem, komentarzem. \”Matka swojej córki\” wydaje się pozycją dla czytelnika świadomego i skupionego na lekturze ? a taki czytelnik nie będzie potrzebował zdania tłumaczącego, że córka czuje do matki żal. Wystarczą jasne symptomy tego żalu.
Tuż po przeczytaniu byłam tą książką rozczarowania. Wydawała mi się jednocześnie i zbyt oczywista, i siląca się na nieoczywistość, przegadana i ze zbyt szybko pędzącymi wydarzeniami. Po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że paradoksalność ?Matki swojej córki? to wielka zaleta tej historii, która dzięki temu potrafi zaskoczyć czytelnika nie gorzej niż pozycje z półki \”literatura popularna\”. Pomimo pewnych niedociągnięć warto ją przeczytać, tym bardziej, że również pod względem językowo i czysto technicznym stoi na bardzo wysokim poziomie.