Tym razem przybywam z bajką, która swego czasu wywołała wiele emocji. Tych pozytywnych, jak i negatywnych. A wszystko przez sposób, w jaki została wydana. Przejdę może do rzeczy.
Nowe i jakby odświeżone wydanie bajek z tak zwanej klasyki zostało ukazane w tak jakby pierwotnej wersji. Czyli bez załagodzenia historyjek, bez koloryzowania i tej całej pięknej otoczki, którą pamiętamy ze swojego dzieciństwa. Społeczność podzieliła się na dwie grupy. Zachwyconych i oburzonych. Jakie było i jest moje stanowisko względem Śpiącej królewny?
O czym bajka opowiada, większość z nas wie. Ten, kto nie wie, powinien nadrobić. Być może zainteresuje się właśnie tym wydaniem książki?
Pamiętam, gdy przyszły do mnie dwa tytuły. Pierwszym był nieszczęsny Czerwony Kapturek, który po prostu wprawił mnie w osłupienie. Brutalne opisy, ilustracje rodem z horroru dla dzieci. Cóż, tamta wersja absolutnie nie trafiła ani do mnie, ani do dzieci, którym pokazałam.
Teraz nadeszła pora na Śpiącą królewnę, no i tutaj sprawa wygląda nieco inaczej, niż w straszącej poprzedniczce. Owszem, ilustracje pozostawiają wiele do życzenia, o czym za chwilę będziecie mogli, sami się przekonać. No ale na szczęście treść nie wieje strachem, który przeraził mnie w tej pierwszej.
Nie wiem sama, czy ja się nie znam? Czy te ilustracje są tylko dla mnie dziwne? Nie wiem, być może wielcy znawcy sztuki widzą coś, czego ja nie dostrzegam. Mimo wszystko uważam, że taka forma obrazków raczej odstraszy dziecko. Te twarze jakby demoniczne, wyglądaj jak bohomazy. Tyle pocieszenia, że historyjka królewny jest wierszowana i nie ma brutalnych opisów.
Sama nie wiem, patrzę i patrzę no i nie. Nie potrafię polecić. Tutaj decyzję pozostawiam indywidualnie. Mnie nie przekonuje ani twarda okładka, która swoją drogą przytłacza szarością, ale widać chodziło o minimalizm. Nie trafia do mnie również cena. Bo jednak za tę sumę można zakupić coś ładniejszego i bardziej przykuwającego uwagę. Oczywiście, jest to moja subiektywna ocena, jeśli znajdą się zwolennicy, bardzo proszę o komentarz. Wiadomo, ilu ludzi, tyle gustów.
Agnieszka Bruchal