Dzisiaj kino komiksowe to, prawie zawsze osiągające kasowe sukcesy, blockbustery, trudno więc uwierzyć w to, że jeszcze dwadzieścia lat temu pojęcie filmu komiksowego było używane w kontekście pejoratywnym (a niektórzy krytycy używali go w takim sensie, w niedawno powstałych tekstach), a same produkcje tego typu były uważane za niszowe i kiepskie. Dziś nawet osoby nieczytające komiksów wiedzą kim jest Spiderman, Batman czy Superman, a mnogość gadżetów związanych z komiksowymi herosami i heroinami jest oszałamiająca. Coraz więcej jest też ludzi, którzy zaczynają interesować się tymi obrazkowymi historiami oraz produkcjami filmowymi powstałymi na ich podstawie. Nic więc dziwnego, że także nauka (w Polsce) zaczęła się interesować tym fenomenem, a z tego zainteresowania wniknęła publikacja Tomasza Żaglewskiego Kinowe uniwersum superbohaterów, której celem była analiza współczesnego filmu komiksowego, i nie tylko.
Na wstępie warto zaznaczyć, że praca ta wypełnia lukę na polskim rynku filmoznawczym i zdecydowanie jest ważna dla dalszych badań i analiz, ale być może właśnie dlatego że jest pierwszą tak dużą pracą poświęconą tematyce komiksu, nie jest pozbawiona wad?
Pierwszym i najważniejszym jej problemem jest typowo akademicki język, przez który trudno przebrnąć nawet mi, a z wykształcenia jestem filmoznawcą. Nawet jeśli autor uznał, że nie ma innego wyjścia i nie potrafi inaczej wyjaśnić swoich tez, redakcja mogła posilić się o podstawowe przypisy chociażby takich zwrotów jak: paratekstualizacja; kamparatystyka mediów, a pisania zwrotu trójkąt uniwers-alny w ten sposób po prostu nie rozumiem, innymi słowy, całość ma nieco pretensjonalny wydźwięk i zdaje się być tekstem znacznie przeintelektualizowanym, a przecież mowa tutaj o komiksach, czyli czymś co zupełnie nie kojarzy się z nauką akademicką… Rozumiem też, że założenie jest takie aby książka głównie dotarła do wykładowców i studentów kulturoznawstwa, a zwyczajny miłośnik komiksów jest tutaj odbiorcą ewentualnym, ale zawsze wyznawałam zasadę, że jeśli coś można powiedzieć/napisać prościej/jaśniej to należy to zrobić. Naukowa teoria nie stanie się bardziej naukowa jeśli użyje się kumulacji naukowych zwrotów – sens pozostaje taki sam.
Żaglewski stara się w swojej pracy odpowiedzieć na wszystkie ważne pytanie, które mogły pojawić się wraz z rozwojem kina komiksowego. Jest to bardzo ważny aspekt tej pracy bowiem naprawdę jest ona doskonałym punktem wyjścia do polemiki i kolejnych analiz. Z niektórymi tezami zawartymi w tej publikacji można się nie zgodzić (ja np. mam kłopot z zaakceptowaniem faktu, że rozwój terroryzmu przyczynił się do popularyzacji komiksowych historii, choć niewątpliwie na powstanie wielu różnych produkcji wpływały warunki geopolityczne, patrz: Terminator); inne są według mnie oczywiste, jak choćby podkreślanie, że twórcy wciąż szukają nowych środków filmowego wyrazu by pokazać mnogość wątków z jednego uniwersum tzw. every story matters; ale zasadnicza większość to uwagi warte przemyślenia i trafne. Niesamowite jest to, że autor naprawdę z ogromną wnikliwością omawia kolejne filmy superbohaterskie, co może stanowić gratkę dla tych widzów, którym to i owo mogło umknąć podczas seansu.
Doceniam tę publikację, ale jako realistka wiem, że jest naprawdę niewielka grupa odbiorców, która przez nią przebrnie, i to wcale nie zależy od siły uczucia, jakim darzą komiksy. Jest (ta publikacja) ona jednak pełna i na ten moment kompletna, choć na pewno można z nią polemizować, dlatego jestem ciekawa, jak badania nad fenomenem kina komiksowego się rozwiną, tym bardziej, że rok 2018 zapowiada kolejne obiekty do analizy.
Żaneta Fuzja Wiśnik