Ponieważ wciąż nie wyzbyłam się nawyku dokańczania serii, nieuchronnym był moment, gdy uznałam, że jednak muszę dokończyć serię, którą Remigiusz Mróz napisał pod pseudonimem. Wylansowanie się na pisarza z Wysp Owczych wywołało głośną dyskusję w polskim środowisku literackim i muszę przyznać, że nie spotkałam się z aprobatą tego zabiegu. Mnie również nie przekonały argumenty autora, ale wiadomo, że cele merkantylne są doskonałym motywatorem, przeto nie ma co bić piany. To była powieść, której premiera zbiegła się z ujawnieniem prawdziwej tożsamości autora, więc aura tajemniczości zniknęła, wyparował również nastrój autentyczności, bo dla niektórych dużo zaletą było to, że mogli się przyglądnąć stosunkowo nieznanym Wyspom Owczym. Czy więc Prom skazany był na hejt?
Do wybrzeży Wysp Owczych zmierza w dziewiczym rejsie nowy prom. Na pokładzie, znana nam z wcześniejszych części Katrine Ellegaar, która planuje na Wyspach zacząć nowe życie, z naszym znajomym Olsenem, nagle prom staje, odzywają się syreny, przejscia się blokują, a prom tkwi wśród mgły. O zaistniałej sytuacji dowiaduje się Olsen, od swojej córki i pędzi na wybrzeże by obserwować sytuację. Prędko wszyscy dowiadują się o tym co może oznaczać tajemnicze zachowanie załogi promu. Katrine na pokładzie, Olsen na brzegu próbują rozwikłać tajemnice, zakończyć ten pat i przywrócić wszystko do normalności, tylko czy w obliczu faktów, które wychodzą na jaw to możliwe?
Nie przekonała mnie ta seria od początku, mało tego zabieg autora, tłumaczony później tak dziwacznie, dodatkowo mnie zniesmaczył, niemniej naprawdę starałam się jak mogłam pozbyć uprzedzeń. Wiadomo, jeżeli decyduję się na ocenę książki, którą z góry ocenię źle i uprzedzę się do autora, to mija się to z celem. Dlatego czekałam z tym tekstem tak długo bo chciałam poczekać aż opadną we mnie emocje, zasadniczo mi się udało. Oczywiście nie jestem w stanie wymazać innych przeczytanych książek, dlatego jednak nie jest to taka opinia na sucho. Czytałam wiele książek z takim wątkiem, czy zbliżonym. Zwykle, gdy jest wątek takiej zamkniętej przestrzeni mnie się udziela atmosfera zagrożenia, w tym wypadku, czułam tylko lekkie zaniepokojenie, ale zasadniczo dałam się porwać klimatowi. Powieść jest czytadłem na zimowe wieczory, wciąga, ale jestem pewna, że za kilka dni nie będę jej pamiętała. Jest niezłą kontynuacją serii, chociaż mnie najbardziej podobał się chyba jednak tom pierwszy.
W mojej ocenie, nie ma co na tej książce wieszać psów, nie podpiszę się pod jakimiś wielkimi zachwytami. Ot, przeciętnie.
Wiele hałasu o nic.
Katarzyna Mastalerczyk