Ostatnio, wydarzeniem wydawniczym jest wznowienie powieści Dalekie Pawilony, nie wiedziałam wcześniej o istnieniu tej książki, dlatego gdy w okolicy WTK zobaczyłam niusa o tej powieści, zapragnęłam przeczytać. Natychmiast. Temat Indii w epoce kolonialnej jest ważnym motywem literatury angielskiej, spójrzmy chociażby na Tajemniczy ogród, odwołania do Indii są i w Małej Księżniczce, ale pierwszy raz możemy tak głęboko wejść w indyjski klimat. To jedna z tych powieści, które pokazują kraj i ludzi, wcześniej utożsamianych z zacofaniem, z czymś niewiele wyższym od niewolnika. Bunt Sipajów, małe księstwa, walka o władzę i namiętna miłość. Wszystko to u podnóży Himalajów, od których bierze się zresztą tytuł powieści. Pierwszy tom za mną. Czy było warto?
Ash to dziecko typowego dziecka kolonialnego, jego matka upolowała w Indiach męża, starszego, który żeni się z nią, właściwie bez wielkiego uczucia, ale związek owocuje ciążą. Matka Asha źle wyliczyła termin porodu, zaczyna więc rodzić w środku dziczy i umiera. Chłopcem zaopiekuje się hinduska służąca, która sama niedawno straciła dziecko, karmi więc chłopca i obdarza go uczuciem głębszym niż przywiązanie niani do podopiecznego. Nie tak dużo później umiera ojciec chłopca, który zdążył służącej przekazać listy świadczące o pochodzeniu chłopca. Kobieta zabiera malca do Dehli, angielskie pochodzenie ma otworzyć chłopcu wszystkie drzwi, ale wybuchł bunt sipajów, Anglicy są wyżynani, ci którym udało się uciec do dżungli giną z głodu, bądź rozszarpani przez zwierzęta. Opiekunka postanawia zataić angielskie pochodzenie chłopca, los jej sprzyja, karnacja sprzyja. Uciekają jak najdalej się da. Tak los chłopca się przesądził. Będzie żył w rozkroku, rozdarty pomiędzy urodzeniem a wychowaniem, często będzie zmuszany by salwować się ucieczką. Indie XIX wieku nie są rajem, pełne są księstw walczących o wpływy, pełno tam prób przewrotów pałacowych, a pośród tego zamętu, toczyć się musi normalne życie.
Jak się sprawdza ta indyjska epopeja w praktyce. Czy wciąga od pierwszej strony? Czy czyta się jednym tchem, a adrenalina tak bombarduje nasz organizm, że akcja serca wariuje? Zasadniczo, odpowiedź brzmi nie. Ale jeżeli zapytacie mnie czy warto sięgnąć po tę powieść usłyszycie; zdecydowanie tak. Dalekie pawilony to literacka uczta. Pełno w niej klimatycznych opisów, hinduskich tradycji i opisów przeżyć. Dzieje się dużo, ale atmosfera jest taka parna, jak Indie, chce się usiąść w chłodnym cieniu i przeżywać losy chłopca.
Temu chłopakowi mało co zostało oszczędzone i jestem ciekawa jak jego losy zostaną poprowadzone w następnym tomie, bo powiem Wam, że koniec pierwszego pozostawia nas w rozsypce. Cieszę się, że ta książka została wznowiona, bo inaczej pewnie bym się o niej nie dowiedziała. Musze sięgnąć po więcej powieści, które rozgrywają się w Indiach, bo te obyczaje, które mnie nie dziwiły w książce, były mi znane jedynie z filmów, a i tak widzę, że dużo jeszcze muszę się dowiedzieć.
Nadróbcie tę książkę koniecznie!! A ja pędzę do II tomu.
Katarzyna Mastalerczyk