Ksiądz Jan Twardowski to wyjątkowy poeta. Poeta codzienności. Filozof ubierający myśli w zrozumiałe słowa, który nie epatuje znajomością uczonych terminów, nie aspiruje do bycia literatem dla wybranych. Jego poezja to mądrość człowieka kontemplującego życie i wiarę w odbiciu pór roku, wydarzeń, konieczności i wspomnień. Kilka miesięcy temu pojawiło się piękne, bibliofilskie wydanie wierszy Twardowskiego. Wydawnictwo Święty Wojciech podeszło do zadania z godnym uznania pietyzmem, wydając książkę w oprawie jednocześnie skromnej i pięknej – zupełnie jak poezja księdza Jana.
Otóż mamy tom obszerny, niemal sześciusetstronicowy, w twardej oprawie z obwolutą. Wewnątrz gruby, piękny, matowy papier, zadrukowany na czarno i niebiesko. W kompozycji uderza prostota. Również ilustracje Jerzego Dmitruka są proste, symboliczne wręcz. Te grafiki – to moje osobiste odczucie – nie bardzo pasują do poezji księdza Twardowskiego, inne obrazy podsuwa wyobraźnia podczas lektury. Miałam z nimi problem w pierwszym kontakcie z książką – podobały mi się, nawet bardzo, ale nie tutaj. W trakcie czytania oswoiłam się z nimi i zaczęłam traktować jako równoległą opowieść, interpretację kogoś trzeciego – zupełnie jakby w lekturze towarzyszył mi ktoś jeszcze, kto te wiersze zna i rozumie, ale ktoś o odmiennej niż moja wrażliwości i wyobraźni. I tu przyszedł zachwyt i konkluzja, że poezja księdza Jana jest ważna i zrozumiała dla tak odmiennych osób.
Właściwie w każdym wierszu Twardowskiego jest mowa o Bogu. Nawet wówczas gdy dosłownie poeta nie odwołuje się do wiary a pochyla po prostu nad życiem, wprowadza czytelnika w świat nie tylko materii ale i ducha, w świat napełniony łaską i dopustami. Tego można się spodziewać po poezji duchownego, niemniej w przypadku księdza Jana nie są to sztywne wykłady, surowe nakazy i upomnienia. Poeta nie stawia się tu w roli mędrca górującego nad człowiekiem zwyczajnym, a podąża razem z nim – mówi o swoich potknięciach, rozumie zwątpienia, tęskni za matczynymi dłońmi i \”głupimi dziećmi\” które niegdyś uczył, współodczuwa ból, nie poddaje się pozorom. W jego wierszach niekiedy pobrzmiewa Hiobowe westchnienie nad marnością życia, innym razem wspomnienie wojny objawia się nieco zamglone pod postacią spalonej szafy. Przez to wszystko przebija poszukiwanie prostoty w wierze, z dala od książkowej mądrości i rozbijania dogmatów na atomy.
Wiersze księdza Twardowskiego nie są – mimo głębokiego osadzenia w wierze chrześcijańskiej – jedynie dla wierzących. To nie są kazania, próby nawracania, czy wykłady z dogmatów wiary katolickiej. To widzenie świata z perspektywy człowieka, który na tym świecie wiele doświadczył i wiele przemyślał. To, że jest wierzący i widzi rękę Boga w codziennych zdarzeniach i zjawiskach, to jedna ze składowych jego postrzegania świata, z którą czytelnik nie musi się utożsamiać – może po prostu wsłuchać się i zamyślić nad cierpieniem, poświęceniem czy miłością w całej ich prostocie i niepojęciu.
W świecie księdza Twardowskiego Matka Boża nawiedza brzydkie kościoły i \”ceruje teologię\”, Bóg stwarza \”smutek roślin\” a \”ból pisze wiersze\”, ludzie odzyskują wiarę \”ze zdziwienia\” a las kłania się kościołowi. W rozważania o życiu, wierze i Bogu wkradają się poecie ptasie trele, przelatują biedronki, przepiórki i wróble. Jest cisza, zwyczajność, mądrość doświadczenia. Blisko człowieka i blisko Boga jednocześnie.
Iwona Ladzińska