Miłośniczką pisarstwa Gabrieli Gargaś stałam się już na etapie, gdy autorka miała na swoim koncie wiele książek. Byłam, miej więcej, na bieżąco z nowościami, jednak rzadko sięgałam, bo starsze tytuły. Właśnie dlatego ucieszyłam się, gdy wydawnictwo zaczęło wydawać wznowienia. \”Namaluj mi słońce\” brzmiało zdecydowanie zachęcająco. Zachwycił mnie pomysł na fabułę i dlatego ze sporymi oczekiwaniami przystąpiłam do lektury.
Sabina jest kobietą trzydziestoparoletnią i jak sama przyznaje, ma wiele powodów do szczęścia. Ciekawą pracę, świetny stan zdrowia, mieszkanie i oszczędności. Zawodowo… spotyka się z ludźmi samotnymi, wysłuchuje ich bolączek, problemów i zapełnia dziurę w ich sercach. A przy okazji zyskuje przekonanie, że prawdziwa miłość to coś bardzo rzadkiego, a większość mężczyzn należy do kategorii \”tych niewłaściwych\”. Nie przepada też za dziećmi. Właśnie dlatego, gdy cieniutki głos w parku powiedział do niej \”namaluj mi słońce\”, w pierwszym odruchu odmówiła. To była jednak tylko mała, poraniona emocjonalnie Marysia. Kobieta szybko się z nią zaprzyjaźnia, nie zdaje sobie jednak sprawy, że wchodząc w jej świat prędzej czy później będzie musiała spotkać jej ojca, mężczyznę z kategorii ?tych niewłaściwych?. Czy Sabina odgoni ich samotność? A może w tym trudnym układzie to ona najwięcej straci?
Pomysł na nawiązanie fabuły był rewelacyjny. Zawód Sabiny niezwykle kreatywny i dające wiele możliwości. I w tym zakresie autorka wykorzystała jego potencjał. W ramach wątków pobocznych poznajemy wiele trudnych i bardzo emocjonalnych historii. Jednak jeśli chodzi o główną fabułę, to po początkowym napięciu, historia szybko wpada w przewidywalne tory zwykłej powieści obyczajowej. Bez większych uczuć i porywów serca czytałam monotonne i przewidywalne sceny z dnia codziennego. Oboje bardzo by chcieli być ze sobą, ale równie mocno się tego boją. Więc, zamiast chwycić życie za rogi spotykają się na kawie, jeżdżą na pikniki itp. itd. W większości scen, gdy zaczyna być emocjonalnie… bohaterka trzaska drzwiami. Główna część książki momentami starszyzna mi się dłużyła, a jedynym intrygującym elementem była opowieść o życiu ojca Marysi.
Pomimo tego muszę przyznać, że podobała mi się kreacja bohaterki. Trochę już spowszechniały mi historie o samotnych matkach, czy singielkach usilnie szukających miłości. Sabiny pod tym względem była inna, przełamywała większość schematów. Jeszcze fajnie wypadła mała Marysia, dziecko, które miało w swoim życiu więcej smutku, niż niejeden dorosły. Te negatywne przeżycia świetnie widać w jej zachowaniu. Jednocześnie jest bardzo dojrzała i szczera w tym, co mówi. Uwielbiałam jej złote myśli, pozbawione patosu, a jednak bardzo prawdziwe.
Tempo wydarzeń i nasilenie emocji wzrosło pod sam koniec książki. Finisz był naprawdę intensywny i spowodował, że nie mogłam się oderwać od czytania. Jednak i tu miałam wrażenie, że całość pozbawiona jest polotu, a kluczowe zachowania bohaterów były histeryczne i sztampowe. Jeśli zaś chodzi o poziom emocji, to tu też nasunęła mi się refleksja, że w przypadku \”Namaluj mi słońce\” otrzymujemy je głównie na koniec, podczas gdy nowsze powieści są z nich zbudowane od początku do końca.
Nie żałuję, że przeczytałam ten tytuł. Dawno mnie do niego ciągnęło. Była to lekka, spokojna powieść obyczajowa, która dobitnie pokazała mi, jak ogromny postęp zrobiła autorka w swoich ostatnich książkach.
Dominika Róg-Górecka