Jeszcze siedem lat temu zupełnie nie zwracałam uwagi na to co trafia na mój talerz. Wydawało mi się, że produkty, które są dostępne w sklepach, są dostępne właśnie dlatego, że są dobre i zdrowe dla mnie. Nie przyszło mi do głowy, że w składach może znajdować się szereg substancji, które mogą mi zaszkodzić w dużych, a często nawet małych, ilościach. Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę z tego, że reklamy nie zawsze mówią prawdę, a to co tak szumnie nazywa się \”zdrową żywnością\” to niekoniecznie żywność zdrowsza od innych… etc. Powoli zaczęłam wkraczać na ścieżkę konsumenckiej świadomości, przede wszystkim dlatego, że uwielbiam jeść, gotować i karmić najbliższych, a gdzieś tam usłyszałam, że karagen jest be, aspartam nie jest zdrowszy od cukru, a wiele dodawanych do żywności składników z E na początku to po prostu sama chemia – a przecież jedzenie to powinna być czysta i pozbawiona stresu przyjemność, tak samo jak zakupy!
Ostatnie lata to dla mnie codzienność, w której króluje czytanie etykiet, sprawdzanie składów, porównywanie i zdobywanie nowej wiedzy, na temat tego co może, a czego nie powinno być w żywności, którą chcę spożywać. Od kilku lat planuję też posiłki w systemie tygodniowym, dzięki czemu udaje mi się unikać kupowania wielu zbędnych produktów, które później (niewykorzystane) ulegają przeterminowaniu i muszę je wyrzucać. Kupuję też rozsądniej, bo wiem co jest mi potrzebne, a kilka lat praktyki sprawiło, że znam już niektóre sprawdzone produkty, choć (uwaga!) czasem podobne produkty od jednego producenta potrafią mieć zupełnie inne składy, więc od czasu do czasu warto rzucić okiem na etykietkę, tak dla pewności.
Coraz częściej w mediach pojawiają się informacje dotyczące zdrowego odżywiania. Nie mam tutaj na myśli bycia fit, vegan, glutenfree itp. Chodzi raczej o świadomość oraz umiar i rozsądek, stosowany tak w zakupach, jak i w odżywianiu. Jedną z ambasadorek tych wartości jest Anna Makowska, znana jako Doktor Ania. Jej profil na Instagramie obserwuję od niedawna, ale już wiem, że jest wart tego by na niego zaglądać. A jeszcze lepiej jest sięgnąć po książkę Smart shopping. Kupuj świadomie! Żyj zdrowiej! To właśnie w niej doktor farmaceutyki oraz dietetyczka zawarła część swojej wiedzy dotyczącej mądrego i zdrowego odżywiania. Niech Was nie zraża bezpośredniość i konkretność (szczególnie na Insta) tej dziarskiej kobitki, ona musi być tak kategoryczna, po to żebyście Wy nie odpuszczały sobie tak łatwo.
Książka składa się z rozdziałów poświęconych poszczególnym kategoriom produktów. Mamy więc nabiały, kasze, makarony, owoce etc. Autorka wyjaśnia po co spożywamy dane produkty, jak powinniśmy stosować je w swojej codziennej diecie, przypomina że związki chemiczne nie są złe (chyba, że są) ale pokazuje, których powinniśmy unikać, no i przede wszystkim straszy cukrem, który jest dodawany praktycznie do wszystkiego. Mi samej otworzyła oczy na spożywane nieświadomie ilości cukru. Dzięki tej książce wiem, kiedy może go być trochę w danym produkcie, a kiedy moja radość ze znalezienia smacznego i zdrowego smakołyka jest przedwczesna, bo taka ilość cukru na tyle gram produktu to ściema.
Doktor Ania przemyca w swojej pracy wiele wiedzy fachowej, która nie jest nam aż tak bardzo potrzebna szczególnie kiedy chcemy dopiero rozpocząć walkę o własne dobre samopoczucie i zdrowe. Jednak treści zawarte w książce można odbierać tylko na plus. Wreszcie na naszym rynku dostępna jest pozycja, która w prosty, przystępny i klarowny sposób tłumaczy, czemu dajemy się oszukiwać, i czemu te oszustwa to nasza wina. Autorka zwraca też uwagę na ciekawy problem socjologiczno-marketingowy, czyli właśnie przyczyny tego, czemu producenci żywności kłamią nam w żywe oczy – po prostu dlatego, że ich do tego zmuszamy (i tu posłużę się cytatem z książki): Klient nie chce produktu, który się warzy lub zachowuje się w sposób nieprzewidywalny. Kupujemy książki kucharskie i denerwujemy się, że nasze dania nie zawsze wyglądają tak jak na zdjęciach; obserwujemy konta na Instagramie, na których produkty wyglądają dużo bardziej apetycznie niż w naszej kuchni… a często potrawy te swój ładny wygląd zawdzięczają chociażby dekoracji ze świeżych warzyw, które nadal są jędrne, choć w przepisie wyraźnie jest napisane, że wszystko jest duszone.
Anna Makowska pisze też o tym, że nie warto wpędzać się w kompleksy z tytułu dotychczasowej niewiedzy, uświadamia, że zawsze jest dobry moment by zacząć. I ja temu przyklaskuje, bo sama czasem skuszę się na batonika albo z braku laku kupię coś, co nie do końca odpowiada idei zdrowego składu. Grunt to świadomość i umiejętność dokonywania dobrych wyborów – tak na co dzień.
Żaneta Fuzja Krawczugo