Powoli dobiega końca lato, nadeszły deszczowe dni, a ja na ten czas trzymałam sobie książkę z moim pięknym Sopotem w tle. Ponieważ w tym roku, jeszcze nie udało mi się tam dotrzeć, to uznałam, że wezmę sobie sopocką zakładkę i będę sobie wyobrażała, że chodzę deptakiem, spaceruję plażą. Bo czytając, możemy podróżować w wyobraźni. Nie kojarzyłam nazwiska autorki. Jeżeli coś czytałam, to zabijcie, nie pamiętam, ta powieść skusiła mnie Sopotem, no i zarysem fabuły. Znowu mamy dwa przedziały czasowe, oj ostatnio u mnie to nagminne. Cieszę się, że coraz częściej rodzimi autorzy sięgają po ten sposób prowadzenia akcji. Jesteście ciekawi czy Aleksandra Tyl podołała?
Małgorzata jest po trzydziestce, niedawno się rozwiodła i właśnie dyscyplinarnie zwolnili ją z pracy w szkole, przed nią jeszcze cywilny proces. Nie ma nic swojego, wynajmuje mieszkanie w Warszawie, nie nawiązała przyjaźni. Ogłoszenie o pracę z Sopotu wydaje się odpowiedzią na jej modlitwy, otóż małżeństwo poszukuje opiekunki dla swojej krewnej, która pomimo ukończonych lat dziewięćdziesięciu nie zgadza się na dom spokojnej starości. Małgorzata skuszona pensją, trochę podkolorowała swoje CV i przenosi się do Sopotu. Okazuje się, że starsza pani, zamożna jest w pełni sił, wprawdzie upiera się, by nazywać Małgosię Jadzią, a w odwiedziny przychodzi do niej stosunkowo młody człowiek, postrzegany przez innych jako będący podejrzanej konduity. Obsługa domu czyha na dobry spadek i chce wciągnąć Małgosię do spisku.
Przenosimy się do Trójmiasta, do lat trzydziestych, mała Ania marzy o balecie, ma wszelkie predyspozycje, jest chwalona i ma jechać do Warszawy na egzaminy i już prawie ruszają, gdy nieznajoma kobieta na stacji, wciska matce Ani w ręce niemowlę. Matka Ani marzyła o synu, namawia więc męża, by przygarnęli chłopca, co odsuwa baletowe plany Ani na dalszy plan. Ania zostaje bardziej zaangażowana w prace domowe i na targu poznaje chłopca – Franka, rodzi się przyjaźń.
Jak łatwo się domyślić, Hanka to Ania, szybko się dowiemy, że to Franek ją tak ochrzci, będziemy czekali, kiedy i czy te historie się zetkną. Jednak moim zdaniem wykonanie trochę kuleje, brakowało mi dramatyzmu. O ile sporo mamy na temat dzieciństwa Ani, jej pasji, koleżeństwa z Frankiem, to brakło mi tego momentu, w którym oni mogliby się zakochać i to tak, żeby siedem dekad żyć tą znajomością. No może to ja jestem nieczuła, tak naprawdę w najciekawszych momentach autorka tnie akcję. Chciałam więcej o rozwoju Gosi, w sumie mamy tylko informację, że zaczyna wszystko z nowym nastawieniem. Co z Robertem. Wprawdzie historia Hanki została opowiedziana, ale w moim odczuciu zostaje wiele znaków zapytania.
Co mnie satysfakcjonuje to Sopot, czuję tę miękkość piasku, widzę wstające Słońce, słyszę gwar budzącego się miasta. To był dla mnie wielki walor. Będę śledziła kolejne powieści autorki, bo moim zdaniem ma potencjał.
Katarzyna Mastalerczyk