Od kilku lat mienię się fanem kryminału retro, a od jakiegoś czasu coraz chętniej daję się skusić na książkę, która zostaje przeniesiona na ekran, czy to jako serial, czy film. Dlatego nie ukrywam, że właśnie poszukiwania nowego serialu skłoniły mnie, by po tę książkę sięgnąć. Czytałam dobre kryminały retro z Niemiec okresu międzywojnia, a więc miałam spore oczekiwania. Okładka kusiła mnie i obiecywała dobrą lekturę, już wprawdzie czułam widmo bankructwa, bo to zapowiadany początek serii, a wiecie, jak u mnie z serialami jest, nakręcam się szybko i mania kupowania wygrywa. Wysokie oczekiwania, z doświadczenia mojego wynika, że nigdy nie są dobrą wróżbą, ale od każdej reguły są wyjątki.
Komisarz Rath, który będzie bohaterem cyklu, zostaje przeniesiony z wydziału kryminalnego policji w Kolonii do Berlina, gdzie trafia do obyczajówki, już na pierwszy rzut oka możemy się zorientować, że awans i nagroda to nie jest, bo poważne sprawy Rath zamienić ma na dziwki, homoseksualistów i środowiska uznawane podówczas za dno moralne. Chociaż na nadmiar nudy nie może narzekać, bo Berlin lat XX był szalenie rozpasany, kluby, szemrane ulice, towarzyskie eksperymenty, no działo się, to jednak nasz komisarz jest dochodzeniowcem z krwi i kości, zamiast skupić się na prochach i pannach lekkich obyczajów, to gdy tylko pojawiają się na horyzoncie zwłoki, wykorzystuje każdą wolną chwilę by rozwikłać sprawę. Jak to się dla niego skończy, czy przypadkiem nie ładuje się w nowe tarapaty?
Brzmi ciekawie? Bo tak miało być. Miedzywojenny Berlin miał sławę dobrej imprezowni, bohema, zabawa na całego. Nigdy nie byłam germanofilką, jeśli czytam książki niemieckich autorów, bądź o Niemczech, to dla samej historii w konkretnej książce. To nie jest tak, że ignoruję istnienie sąsiada z Zachodu, ani mnie ziębią, ani grzeją. Tymczasem takie nastawienie nie sprawdzi się przy tej książce, bo autor serwuje nam sporo informacji z niemieckiej stolicy. A styl autora albo polubicie, albo nie, dla mnie była to ciężka przeprawa. Styl do mnie nie przemówił, a przez to cała historia, jak dla mnie się ciągnęła. Oczywiście, doceniam, że powieść jest wielowątkowa i nie jest to tylko prosta łamigłówka, kto zabił. Jasne, widzę, że autor nie poszedł na łatwiznę, tworząc bohatera płaskiego jak na monecie, tylko poszedł w stronę realistycznej postaci, która ma wady i zalety i nawet intryga jest w gruncie rzeczy ciekawa, tylko nie mogę nic poradzić na to, że pomiędzy mną a książką brakło chemii.
Katarzyna Mastalerczyk