Pamiętam, że pierwszy raz powieść Danuty Awolusi czytałam dobre siedem lat temu, później, chociaż coś kupowałam, to jednak nie przeczytałam nic. Najnowsza książka zachęcała wszystkim. Kolorem okładki, sympatyczną objętością. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, bo od pewnego czasu nie czytam opisu z tyłu, żeby się nie sugerować, nie nastawiać. Gdy wzięłam się na poważnie za czytanie, książka zajęła mi, powiedzmy, że dwa dni na weekendzie i bardzo mnie ruszyła. Chociaż czytając ten tekst, zobaczycie, czy jestem totalnie bezkrytyczna, z drugiej strony pewne sytuacje ciężko omawiać na sucho, no ale książki się przegaduje, a jeżeli powieść wzbudza we mnie chęć omawiania jej, to już jest bardzo dobrze.
Książka będzie dzieliła się na kilka perspektyw. Główną będzie punkt widzenia Marceliny, którą poznajemy najpierw, gdy odwiedza w szpitalu babkę narzeczonego, ze staruszką ma doskonały kontakt i ku swemu zdziwieniu ciężko chora babcia odradza jej związek z wnukiem. Marcelina nie wie co o tym myśleć, wraca pamięcią do pierwszych chwil z Adamem, który jawi jej się jako spełnienie marzeń, normalnie Adonis. Nie jest idealny, ma kiepską pracę, jego rodzina jest dziwna. Będziemy obserwować także historię Leny czy Darii, także podejrzymy Adama i będziemy mieli studium omotania, studium pogrążania się w mroku. Pytanie, czy w takiej sytuacji możemy się ocknąć, czy możemy kogoś uratować, skoro socjopaci wybierają świadomie osoby takie, które spokojnie zmanipulują.
Tak nie spojleruję, bo to, że Adam jest socjopatą, jest jasne od początku, pytanie brzmi, jak daleko się posunie i czy Marcelina się dowie. Tutaj pewne rozwiązania mnie irytowały, w pewnym momencie Marcelina ma już wiele informacji, a wciąż jest bierna. Tego nie rozumiem, ale możliwe, że nie da się tego pojąć, jeżeli nie było się w sidłach psychopaty.
Autorka zaskakuje prostym językiem to prawdziwa powieść obyczajowa, odmalowano konkretne miejsce, realistycznych ludzi, a jednak największą siłą jest to, że Danuta Awolusi potrafi wzbudzić w czytelniku prawdziwe uczucia. Ja byłam autentycznie wściekła, czułam gniew a z drugiej strony poczucie bezradności, bo tak czują się ludzie, którzy widzą, że ktoś im bliski ładuje się w taką sieć. Sytuacja, którą opisuje Awolusi jest na wskroś patologiczna. Jest wynikiem tego, że Marcelina wyniosła z domu nakaz bycia posłuszną, cichą i uległą i niestety to jest zgubne.
Katarzyna Mastalerczyk