Adam nieoczekiwanie dostaje informacje od prawnika o odziedziczonym po biologicznej matce domu, znajdującym się na jednej z prowincji. Postanawia więc wyruszyć z najlepszym przyjacielem, Mirkiem, by obejrzeć budynek i zastanowić się, co dalej. Wieś wita ich widokiem walących się budynków i mieszkańców, którzy patrzą na nich z jawną niechęcią. Żeby problemów było mało, auto odmawia posłuszeństwa. Tak samo zresztą, jak ich komórki. Nie licząc na żadną pomoc od tej małej społeczności, młodzi mężczyźni postanawiają spędzić noc w ponurym domostwie. Tam, wśród mrocznych korytarzy i spętanych pajęczynami mebli, czeka na nich coś, co już nie wypuści ich ze swoich rąk.
Dziewczynę, która klaszcze zapowiadano jako pierwszy polski horror, który przerazi nas do szpiku kości i wciągnie bez reszty. Jako lekturę, którą zapamiętamy na długo. Jako czytelniczka uwielbiająca powieści grozy od razu zapragnęłam zanurzyć się w tej historii. Mimo że tytuł raczej budził moje rozbawienie, to opis od wydawnictwa już przyciągał pełnię mej uwagi. Zmierzyłam się więc z debiutem pana Tomasza i cóż, reklamowanie tej pozycji jako mocnego horroru jest trochę na wyrost. Jednak o tym już za moment.
Mała wioska pośrodku niczego, kilka domów na krzyż, coś, co ewentualnie możemy nazwać barem i on, gmaszysko, górujące nad wszystkim wokół. Dom, do którego zmierzają nasi bohaterowie. Unosi się nad nim atmosfera grozy, wzmagana przez jawne pomruki niechęci miejscowej społeczności. Adam i Mirek nie przejmują się dziwnymi ludźmi. Chcą tylko zbadać odziedziczony dom i jak najszybciej wrócić do swojej rzeczywistości. Adam od początku ma wrażenie, że co jakiś czas słyszy odgłos klaskania. Jako że są w budynku sami, uznaje, że zwyczajnie mu się to wydaje. Obaj nie mają świadomości tego, że przekroczyli wrota Piekieł.
Z założenia miało być oryginalnie, mrocznie i strasznie, a nad tym wszystkim miało unosić się echo oklasków dziewczyny, której duch nawiedzał odziedziczony przez Adama dom. W praktyce otrzymujemy ciekawą, aczkolwiek nie tak mrożącą krew w żyłach historię, jakich wiele. Podczas czytania czułam się, jakbym oglądała film grozy dla nastolatków, gdyż ta historia była bardzo podobna do tego, co zazwyczaj serwują nam amerykańscy reżyserzy. Taki delikatny schemat. Nawiedzony budynek, tajemnica sprzed lat, etc. I o ile lubię właśnie tego typu opowieści o duchach, o tyle tutaj nastawiłam się chyba na coś mocniejszego, skomplikowanego.
Psuje się samochód, telefony nie działają, a nasi bohaterowie są otoczeni przez nieprzyjaznych mieszkańców. Pozostaje im więc zadekować się w budzącym grozę budynku. Trochę to znajome, prawda? Pragnąc powrócić do cywilizacji, Adam i Mirek zaczynają zgłębiać tajemnicę poprzednich mieszkańców, a my wraz z nimi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby autor dał się trochę nacieszyć czytelnikowi atmosferą grozy. My, niestety, otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie pytania już gdzieś w połowie książki, dlatego też po odkryciu wszystkich kart robi się trochę nudno. Śledzimy tylko poczynania bohaterów, ich walkę z nadnaturalnym bytem i właściwie to wszystko. Może miałabym trochę inne podejście do tej pozycji, gdyby nie była reklamowana jako najlepsza powieść grozy w Polsce. A z tym zupełnie nie mogę się zgodzić, gdyż na tle polskich horrorów ten tytuł wypada po prostu blado.
Jedyne, co uznaję za duży plus, to bohaterowie. Bardzo spodobała mi się ta silna, przyjacielska więź między chłopakami. Była taka naturalna, niewymuszona. Rzeczywiście czuło się, że są sobie bliscy i razem będą walczyć z każdym złem, jakie napotkają na swojej drodze.
Dziewczyna, która klaszcze to powieść grozy dla osób, które po tego typu lektury sięgają bardzo, bardzo rzadko. Jeżeli zaś horror to Wasz chleb powszedni, raczej odradzałabym sięgnięcie. No, chyba że z ciekawości.
Kasia Pinkowicz