Nie pamiętam dokładnie swojej pierwszej rozgrywki szachowej.
Mam w głowie jedynie strzępki wspomnień. Pięcio- czy sześcioletnia ja, piętro
przedszkola, niewielka sala, szachownica, stary zegar z przyciskami i
intensywnie wyperfumowana, ufarbowana na blond starsza pani z błyskiem w oku
tłumacząca działanie poszczególnych figur. A może wcale nie była blondynką, nie
była starsza, nie pachniała tak intensywnie? Może nie musiała nawet niczego
tłumaczyć, może już wtedy wiedziałam (od taty?), jak zagrać szewskiego mata? W
mojej głowie skrzy się też obraz jakiegoś turnieju – szachownic na słońcu,
gromady dzieci i błyszczących się pucharów. Co było pierwsze? Chociaż to
wszystko nieco mnie konfunduje, to daleka jestem od mentalnego skomplikowania z
jakim zmagać musiał się bohater filmu \”Pionek\”.
Rok 1972. Bobby Fischer (Tobey Maguire), amerykański
szachista, może stanąć do walki o tytuł mistrza świata w swojej dyscyplinie.
Tytułu broni rosyjski sportowiec, Boris Spasski (Liev Schreiber). Pojedynek
największych mózgów szachowych świata, zwłaszcza w podobnej kombinacji
narodowościowej, nie jest jednak jedynie bitwą o tytuł. Rywalizacja w środku
zimnej wojny ma także wymiar polityczny. Wkrótce zarówno Stany Zjednoczone jak
i Rosja przyglądają się starciu z wypiekami na twarzy, a mecz w Reykjaviku staje
się przedmiotem licznych zagrywek psychologicznych i propagandy. Tymczasem
Fischer nieprzewidywalnym zachowaniem i coraz dziwniejszymi wymaganiami
względem organizatorów spotkania zaczyna niepokoić najbliższe otoczenie…
Przyznajmy to od razu – szachy nie są szczególnie filmową
dyscypliną. Przesuwane po planszy pionki nie wzbudzają takich emocji jak dynamicznie
kopana piłka; zacięte miny myślicieli nie porywają tak, jak porywają obite
twarze bokserów. Na nic zdadzą się w przypadku szachów efekty specjalne czy
tanie chwyty muzyczne, których potencjalnym efektem miałoby być wywołanie
wzruszenia czy wrażenia napięcia. Głównie z tych powodów podeszłam do \”Pionka\”
z dużą dozą rezerwy. Bądź co bądź nie zapowiadało się, by sknocenie tego filmu
miało być wyjątkowo trudne. Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze niczego na
temat Bobby\’ego Fischera, zdecydowanie nietuzinkowej i intrygującej postaci.
Niestety, chociaż obraz w reżyserii Edwarda Zwicka śledzi
się z zainteresowaniem, to nie można opędzić się od wrażenia, że czegoś
produkcji brakuje. Rzecz dotyka widza o tyle silnie, że – jak na ironię –
największym niedostatkiem \”Pionka\” wydaje się… brak charakterystyczności. Jak
to się stało, że opowieść o amerykańskim szachiście-dziwaku z zaburzeniami
psychicznymi, rywalizującym z również niezupełnie normalnym Rosjaninem w
okresie zimnej wojny, zrealizowana została równie bezbarwnie – nie rozumiem.
Rozumiem jednak, że \”Pionek\” mógłby wypaść znacznie gorzej, gdyby podjął się
jego realizacji ktoś mniej doświadczony.
Nie jest zresztą tak, że obraz Zwicka to produkcja zła. Boli
raczej fakt, że mogłaby być znacznie lepsza, gdyby reżyser zdecydował się na
kilka odważniejszych rozwiązań. Tymczasem kolejni pogrążeni w rozpaczy
przeciwnicy Fischera wydają się po prostu padać pod naporem jakiegoś porażającego
promienia jego osobowości, a retrospekcje z życia bohatera – chociaż interesują
– wypadają raczej szkicowo i pozostawiają wrażenie niedobrego rodzaju
niedopowiedzenia, względnie: niedopracowania. Psychotyczna osobowość Fischera
także ostatecznie nie dochodzi do głosu. Jest tak jakby film utkwił na linii
pomiędzy zaangażowaniem w temat a jego zignorowaniem, przez co (i dzięki czemu)
trudno uznać go za ewidentnie dobry lub zły. Skonfundowanie na każdym kroku.
Nawet teraz, pisząc te słowa, nie jestem pewna, co o \”Pionku\” myśleć.
Nie pomaga w ostatecznej ocenie obsada produkcji. Na Maguire\’a
po prostu źle się patrzy. Podobne emocje – zważywszy na charakter postaci,
którą odgrywa – powinny być na miejscu, jednak bezsprzecznie niechęć budzi nie
kreacja aktorska, a sam aktor. Maguire stara się jak może, ale jest w swoich
próbach raczej efekciarski niż naturalny; chwilami tworzy karykaturę Fischera,
a nie Fischera.
\”Pionek\” nie rzucił mnie na kolana, jednak sama historia
zachęciła do dalszych poszukiwań informacji o zmaganiach Fischera i Spasskiego
oraz innych starciach ich obu. Sądzę, że jako trigger otwierający oczy na
nietypowe wydarzenia ze światowej historii, obraz Zwicka może sprawdzić się
świetnie. Całkiem nieźle produkcja prezentuje również mechanikę rozgrywki
szachowej oraz określa sposób funkcjonowania umysłu wybitnego szachisty. Jeżeli
nie dla filmu samego w sobie, warto \”Pionka\” zobaczyć dla intelektualnych dróg,
które otwiera w realnym świecie.
Alicja Górska