Niejednokrotnie w recenzjach oraz tekstach tematycznych wyrażałam swoją wielką miłość do Nicolasa Cage'a i jeszcze większe ubolewanie, że jego kariera potoczyła się w taki, a nie inny sposób. Aktor o wielkim potencjale, który - gdy zagrał w jednym złym, tandetnym filmie za dużo - zaprzepaścił całą swoją karierę. Do tej pory nie udało się mu zrekompensować popełnionych błędów, ponieważ nie dostał angażu w żadnej poważnej i obiektywnie dobrej lub choćby ciepło przyjętej przy krytyków produkcji. Niestety i "Skarbiec" nie odmienił jego losu - tym bardziej, że Cage na potrzeby filmu nosił wąsy, a doświadczenie to wielce nieestetyczne.
Jim Stone (Nicolas Cage) i David Waters (Elijah Wood) są parą przeciętnych policjantów. Pierwszy, a zarazem starszy z nich, fascynuje się swoją pracą, czyli zbieraniem dowodów na miejscach zbrodni. Jednak jest także lekceważony i ignorowany przez zwierzchników. David, młodszy, to również swego rodzaju nieudacznik, ale w przeciwieństwie do Jima nie przykłada zbytniej uwagi do swojej pracy. Panowie łączą swoje siły i pozwalają sobie na drobne machlojki wewnątrz policji, dzięki czemu dorabiają do pensji. Pewnego dnia Jim wpada na trop handlarza narkotyków, który, aby zwolnić z więzienia swojego dilera, wpłacił ogromną kaucję. Wraz z Davidem postanawiają obrabować jego skarbiec.
Fabularnie "Skarbiec" jest propozycją nudną jak flaki z olejem. Gatunkowo zakwalifikowany jako "thriller" nie trzyma w napięciu w żadnym calu, jednak nadrabia kreacjami postaci oraz zdjęciami. David i Jim to bohaterowie, którzy nie przypominają szczególnie postaci z filmów gangsterskich. Nie ma w nich żadnego pazura, temperamentu, czegokolwiek co mogłoby sprawić, że pomyślicie o nich jak o brudnych gliniarzach.
Rola Jima w "Skarbcu" to z pewnością jedna z najdziwniejszych ról Cage'a. Czasem można odnieść wrażenie, że aktor w tej produkcji pokazał przebłyski swojego dawnego, zatraconego talentu. Zapewne to za sprawą dobrze napisanej postaci, w którą się wcielił. Jim to mężczyzna po czterdziestce, wiecznie niespełniony, ignorowany nawet przez społeczeństwo (co szczególnie widać w scenie, w której pyta dwukrotnie kelnerkę o dolewkę kawy); obrażany przez ojca, z którym nadal mieszka. Z drugiej strony, wobec obcych podkreśla fakt, że jest policjantem, mądrzy się i uważa się, mimo wszystko, za błyskotliwego.
Z kolei Elijah Wood, odkąd wyszedł ze Śródziemia, wciąż powiela pewien schemat w kreowaniu odgrywanych przez siebie postaci. Zazwyczaj wciela się w tych dziwnych, wycofanych facetów po trzydziestce, którzy - choć są w pewien sposób uroczy - nie umieją się odnaleźć w społeczeństwie. W dodatku tym razem bohater, w którego skórę wchodzi Wood, jest wyjątkowo zblazowany oraz zobojętniały.
Jeśli chodzi o zdjęcia, zwracają one uwagę głównie za sprawą lokalizacji. Panorama Las Vegas, szczególnie nocą, w oświetleniu sztucznych świateł i neonów, przypomina tę z serialu "CSI". Reżyserzy nie zabierają widza w samo centrum miasta, do kasyn, do zabawy; nie traktują go jak Europejczyka, który właśnie z tym kojarzy jedno z najsłynniejszych miast w USA. Nawet bary czy pomieszczenia, w których przebywają Jim z Davidem są dość obskurne i zniechęcające (albo tandetne).
"Skarbiec" nie jest najgorszym filmem, w którym zagrał Nicolas Cage. Określiłabym go jako jednego z tych lepszych w całym morzu złych produkcji. Co niektórzy mogą dostrzec, że być może dla niegdyś wielkiego aktora, a teraz zwykłego wyrobnika, tli się jeszcze światełko nadziei. I to jedyny powód, dla którego obraz braci Brewerów warto obejrzeć.
Ewa Nowicka