“Afrykańska odyseja” Klausa Brinkbäumera to obowiązkowa lektura dla wszystkich, których nie zadowala polukrowany obraz rzeczywistości budowany przez rozrywkowe mass media. Książka odsłania obraz smutny i przerażająco odległy od humanistycznych ideałów. Pozytywne hasła jakimi karmi nas wolnorynkowa gospodarka i liberalna polityka objawiają swoją groteskowość wobec faktu, że tuż za granicą znanego nam świata czai się głód, ból i śmierć. Wielu woli w ogóle nie patrzeć w tamtą stronę.
Kilka słów o fabule. Klaus Brinkbäumer wyrusza w drogę, jaką pokonują emigranci z Afryki, by dotrzeć do Europy, w ich mniemaniu raju na ziemi. Jego przewodnikiem w tej trudnej i niebezpiecznej podróży jest John Ampan, emigrant z Ghany, mieszkający obecnie w Niemczech, który przebył tę trasę czternaście lat wcześniej. Wydarzenia, które rozgrywają się na naszych oczach stają się pretekstem do głębszych rozważań nad losem dawnej i współczesnej Afryki oraz kondycji Europy i Europejczyków, którzy widziani oczami Afrykańczyków mogą przejrzeć się w tej książce, jak w lustrze.
Klaus Brinkbäumer opowiada o dzisiejszej Afryce, diagnozując jej problemy i analizując historyczne, ekonomiczne i psychologiczne podłoże tragicznej sytuacji wielu jej krajów. Wieki niewolnictwa, kolonializmu i gospodarczego wyzysku to jedne z ważniejszych przyczyn fatalnej sytuacji. Przyczyną problemów jest także mentalność samych Afrykańczyków, którzy przyzwyczajeni, że ktoś kieruje ich życiem, bardziej oczekują pomocy niż biorą sprawy w swoje ręce. Nie poprawia rokowań fakt, że pomoc, która dostarczana jest Afryce przez światowe organizacje humanitarne podtrzymuje ten stan rzeczy, sprowadzając się do wręczania ryby zamiast wędki (technologii, wiedzy, kapitału). Te i inne elementy diagnozy Brinkbäumera składają się na obraz choroby, na którą w zasadzie nie ma lekarstwa.
Wszystko to nie jest nowe i ci, którzy interesują się problemami kontynentu afrykańskiego znają je i wiedzą, że w tej materii niewiele się zmieniło, choćby od czasów “Hebanu” Ryszarda Kapuścińskiego, o którym zresztą jest w książce mowa. Natomiast niezwykle ciekawe i wprowadzające wiele nowych treści jest ujęcie tematu w kontekście migracji ludności, która zdominowała relacje Afryka-Europa. Niewiele osób wie, że za tym ładnym socjologicznym terminem kryje się prawdziwy horror. Afrykanie opuszczają kontynent uciekając przed wojnami, dyktaturą, głodem i nędzą. Granice polityczne przebiegające w Maroko nie oddzielają jedynie państw, ale przerażająco jaskrawe różnice w poziomie życia. Kontynent afrykański, ten sentymentalnie przedstawiany świat w powieściach z czasów kolonialnych, jawi się tu jako piekło na ziemi. Jego mieszkańcy gotowi są ryzykować życie, by się z niego wydostać. I co ich w końcu czeka za ten nieludzki los w cywilizowanym świecie XXI wieku? Współczucie, wsparcie, pomoc? Niestety, często jest to śmierć, deportacja, a w najlepszym wypadku obóz dla uchodźców i mozolne budowanie nowego życia w obcej, nieprzyjaznej rzeczywistości.
Nie ma co się oszukiwać. Ta książka psuje humor. Rysuje dramatyczny obraz współczesnego świata, gdzie sprawiedliwość społeczna i zwykła ludzka solidarność to terminy pozbawione treści. Najsmutniejsze chyba i burzące spokój jest poczucie, że pojedynczy człowiek, czytelnik, niewiele może zdziałać. Ale jeśli chociaż można być świadomym, jeśli można wyjść poza własny bezpieczny świat i poznać tragiczne losy tysięcy ludzi – trzeba to zrobić. Na początek chociaż tyle. Bo najbardziej nieludzka jest obojętność.
Beata Wawryniuk