Kontynuacja przeboju Alien vs. Predator opartego o kultowe produkcje filmowe, w których człowiek staje oko w oko z przerażającymi ale i inteligentnymi przybyszami z kosmosu.
Aliens vs. Predator to gra umożliwiająca graczowi wcielenie się w jedną z trzech postaci: żołnierza marines, obcego i predatora. Fabuła jest tak sprytnie obmyślona, że choć gramy, dajmy na to, marins-em ocieramy się momentami lub niemal krzyżujemy ogień z postaciami, które mogliśmy wybrać jako alternatywę. Trochę to zagmatwałem, chodzi o ty, że gdy po przejściu gry żołnierzem marines, przechodzimy ją np.: predatorem to widzimy w niektórych momentach tamtego właśnie marines i odwrotnie. Obcych tam jest pełno, więc ciężko tą samą zależność odnotować dla tej rasy.
Gra, którą przechodziłem jedynie w nocy przy maksymalnym zaciemnieniu, bo gdyby ktoś podczas grania zapukał mi do drzwi lub zawołał na posiłek… Mroczny klimat, szczątkowe lub zupełny brak oświetlenia, przejmujące dźwięki, cudowna Pulsar rifle i ten niezapomniany detektor ruchu. Tak, zdecydowanie najbardziej klimatyczna gra, jaką znałem. Teraz po tych kilku latach rozwoju może wydawać sie graficznie przestarzała ale ma w sobie coś co nie pozwala powiedzieć na nią złego słowa. Lecz niestety muszę. Otóż gra jest cudowna i to jest jej wadą. Absurd? Nie. Bo kto w nią grał w chwili, gdy była to nowość to pamięta ten zachwyt nad każdym niemal szczegółem, wszystko było takie niesamowite i przejmujące, tak też zapadło w pamięci. Gdy po kilku latach zasiadłem do tej gry to owszem strach i klimat pozostały, lecz coś się ulotniło, to nie było już to. Ostatnie lata, a szczególnie ostatnie kilka miesięcy to czas gier o bajecznej i niesamowitej grafice, fizyce i interakcji, a człowiek do dobrego szybko się przyzwyczaja. Gdy ponownie zainstalowałem AvS, coś mnie zraziło. Smutno mi się zrobiło z tego powodu bo grę tą traktowałem niczym bóstwo, miała specjalne miejsce w szufladzie, a wspomnienia przywodziły na myśl chwile gdy detektor ruchu wskazywał dziesiątki obiektów nacierających z każdej możliwej strony, a ja miałem latarkę, pół magazynka pulsara i 3 flary. Niestety czas biegnie nieubłaganie do przodu, a nam pozostaje patrzeć.
Jak już wspomniałem klimat gry jest wyjątkowy, lecz tylko dla marines. Obcy i predator to inna para kaloszy, gra nimi nie jest już taka straszna, a gracz nie czuje się kruchutki wobec przeciwników. Grając obcym przechodzimy poszczególne etapy rozwoju tej rasy. Od pajączka, którym musimy znaleźć dawcę ciała, przez larwę, którą wygryzamy się z wnętrzności nosiciela po dorosłą postać obcego – wtedy zaczyna się zabawa. Predator zaś tylko znajduje po kolei swoje gadżety i kosi wszystko, co stanie mu na drodze. Niestety jedna rzecz bardzo mnie denerwowała w tej grze – latarka. Nie świeciła tam gdzie chciałeś, odczuwalne było, że jej promień jest zdefiniowany na niewidzialne kwadraty, a gdy wymagane było poświecenie na coś za choćby małą przeszkodą lub w róg było to niemożliwe. Tak poza tym to nie mam, do czego się przyczepić, więc zdecydowanie polecam!