“Erynie” Marka Krajewskiego to pierwsza książka rozpoczynająca jego nowy tzw. lwowski cykl kryminałów.
Głównym bohaterem powieści, której akcja rozgrywa się w maju 1939 roku we Lwowie jest pięćdziesięciotrzyletni Edward Popielski, komisarz policji, pseudonim Łyssy, prywatnie wdowiec, ojciec córki Rity i dziadek małego Jerzyka. Cierpiący na epilepsję, która z jednej strony jest dla niego uciążliwą przypadłością, z drugiej zaś – przydatną, bowiem miewa wówczas wizje, które częściowo się sprawdzają- komisarz, dosyć często stosuje niekonwencjonalne i nie zawsze zgodne z literą prawa metody śledcze. Ta budząca sympatię, choć nie pozbawiona wad postać, lubi ponadto raczyć się towarzystwem pięknych kobiet, dobrym jedzeniem oraz bardziej lub mniej szlachetnym alkoholem.
Popielski prowadzi śledztwo w związku z zamordowaniem małego chłopczyka. Mimo iż wydaje się, że komisarz dosyć szybko odkrywa kto jest mordercą, prawda okazuje się dużo bardziej przerażająca a dotarcie do prawdziwego przestępcy o wiele trudniejsze. Niebezpieczny psychopata to przeciwnik, który nie tak łatwo pozwoli się uwięzić.
Czytelnik w drodze do odkrycia prawdy odwiedza wraz z głównym bohaterem miejsca takie jak dom króla lwowskiego przestępczego podziemia, prosektorium, komisariat, archiwum policyjne, więzienie, szpital oraz wiele innych. Czytając tę książkę można “zobaczyć”, jak wyglądał przedwojenny Lwów: autor wprowadza postaci mówiące prawdziwą lwowską gwarą oraz wskrzesza jego ówczesną topografię . Czytelnik przekonuje się, jak interesującą mieszankę kultur było to zamieszkiwane przez Polaków, Ukraińców, Rusinów i Żydów miasto. Wyczuwa się szczególny klimat, jaki tam panował, a także narastające wśród mieszkańców nastroje niepokoju, związanego ze zbliżającą się wojną. Uważam, że można przypisać autorowi na duży plus tę umiejętność budowania całej fabuły w taki sposób, iż czytelnik ma wrażenie, jakby był świadkiem opisywanych zdarzeń.
Marek Krajewski wspaniale stopniuje napięcie, które towarzyszy czytelnikowi właściwie od pierwszych stron powieści aż do samego jej końca, kiedy to poznaje straszliwą prawdę, która kryje się za sprawą prowadzoną przez komisarza Popielskiego. I wówczas w pełni zrozumiały staje się tytuł książki (Erynie – boginie zemsty) oraz tytuły trzech części, na jakie dzieli się powieść, wzięte od imion trzech Erynii (Alekto – niestrudzona, Megajra – wroga i zawistna oraz Tyzyfone – ta, która wymierzała karę). Prowadzona sprawa staje się bowiem w pewnym momencie dla Popielskiego osobistym dramatem.
“Erynie” to mroczny, wywołujący prawdziwe dreszcze grozy kryminał utrzymany w stylu retro. Całość fabuły oraz zaskakujące zakończenie sprawiają, że po przeczytaniu tej książki z trudem wraca się do rzeczywistości. Jest to według mnie znakomita powieść, która na długo zostaje w pamięci. Fani kryminałów Marka Krajewskiego na pewno nie będą nią zawiedzeni.
Pozycja godna szczerego polecenia.
Dorota Pansewicz